niedziela, 4 września 2011

"Skłamałam, że mnie okradziono." - Zła służąca (1)

Skłamałam, że mnie okradziono. Udawałam, byłam brudna. Wyrzucono mnie.
Potężne drzwi wychodzące na ulicę zatrzasnęły się, wydając straszliwy dźwięk.

Co za nieszczęście być samą na zewnątrz! Och! umrzeć! Moje długie tłuste włosy zwisały.
Co robić? Z głodu i pragnienia wyciągałam ręce w pustkę przede mną.

Człowiek, który przechodził, nic prawie nie powiedział, tylko mi towarzyszył.
Jestem teraz jego służącą. Czasami mam dobrą wolę.

Najczęściej jednak idę do chłopców z ulicy. Nie słyszę, gdy w południe wybija godzina posiłku.
Gdy spóźniona otwieram drzwi, widzę, że mój Pan je sam. Patrzy na mnie i uśmiecha się do mnie wręcz nieśmiało. Wstyd mi.

Gderam, rzucając spojrzenie na jego potężne stwardniałe ręce drwala. Ile kłopotu musiały im sprawić delikatne naczynia kuchenne! Ta myśl sprawia mi ból. Szukam i z łatwością znajduję ślady ich niezręczności.
W tej chwili płyną mi łzy. Wtedy On wstaje, oczyszcza swój nóż, chowa do pochwy i, zbliżając się do mnie, kładzie mi rękę na głowie. Trwa to kilka sekund. Potem wychodzi.

Następnego dnia robię to samo. Oto jaka jestem.
A On nazajutrz przeszywa me serce głębiej jeszcze słodszym uśmiechem. Taki właśnie jest.

Mam dosyć tej służby. Gdyby chociaż mój Pan rozgniewał się, wymierzył mi mocne cięgi! Szydziłabym wtedy i, mszcząc się, z radością czyniłabym wciąż to samo.

Zadowala się tym, że uśmiecha się do mnie uśmiechem, jakiego nigdy u nikogo nie widziałam, a którego słodycz przeszywa jak najostrzejszy miecz.

Jeżeli nie zdecyduje się służyć porządnie, uśmiech ten z pewnością mnie zabije. (cdn)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz