poniedziałek, 30 stycznia 2012

"...czy wystarczy twej modlitwy za grzechy?" - "Opowieści pielgrzyma"(16)

Wtem zza grubego drzewa wychodzi chłop. Chudy, blady, w średnim wieku. I pyta mnie, jak tu trafiłem, a ja odpowiadam innym pytaniem: dlaczego tu siedzi?

Zaczęliśmy życzliwą rozmowę. Człowiek ów zaprosił mnie do swej ziemianki, opowiedział, że jest leśniczym i pilnuje tego lasu sprzedanego pod wyrąb.
Poczęstował mnie chlebem i solą i wywiązała się między nami rozmowa. Zazdroszczę ci - powiedziałem - że tak wygodnie możesz żyć z dala od ludzi, nie tak jak ja, tułam się z miejsca na miejsce, obracam się wśród ludzi wszelkiego rodzaju.

Jeśli masz chęć - powiada - to proszę, żyj sobie tu i ty. Tu niedaleko jest stara ziemianka poprzedniego strażnika i choć trochę się obsunęła, to latem można w niej jeszcze mieszkać. Papiery masz, chleba nam wystarczy, każdego tygodnia przynoszą mi z naszej wsi. Jest też strumyk, który nigdy nie wysycha. Ja sam, bracie, żyję już tak dziesięć lat, tylko o chlebie i wodzie, nigdy niczego więcej niejem. Rzecz tylko w tym, że jesienią, gdy chłopi skończą prace w polu, zjedzie ich tu ze dwustu i las wyrąbią. Wtedy nic tu po mnie, a i tobie żyć tu nie dadzą.

Wysłuchawszy tego wszystkiego, tak się ucieszyłem, że padłbym mu do nóg. Wprost nie wiedziałem, jak mam Bogu dziękować za miłość, jaką mi okazał Nad czym bolałem, czego pragnąłem - wszystko to teraz nieoczekiwanie otrzymuję. Do późnej jesieni jeszcze ponad cztery miesiące i przez cały czas mogę korzystać z ciszy i spokoju, by uważnie czytać Dobrotolubije dla poznania i osiągnięcia nieustannej modlitwy serca. W ten oto sposób, pełen radości, zamieszkałem zatem we wskazanej mi ziemiance. Z tym pełnym prostoty bratem, który mnie przygarnął, rozmawialiśmy coraz więcej, zaczął mi opowiadać całe swe życie i swoje myśli.

- W mojej wsi - opowiadał - nie byłem ostatnim człowiekiem. W swoim fachu byłem mistrzem, bawełniane materiały farbowałem na czerwono, a samodziały na niebiesko i tak żyłem sobie zadowolony, choć nie bez grzechu: oszukiwałem, jak się dało w handlu, bez potrzeby przysięgałem na Boga, kląłem ciężkimi wyrazami, piłem i rozbijałem się. W naszej wiosce mieszkał stary diak, który miał starą, stareńką książeczkę o Sądzie Ostatecznym. Zdarzało się, zajdzie do prawosławnych i czyta, dają mu za to pieniądze. Zachodził i do mnie. Bywało: dasz mu dziesięć kopiejek, a on czyta aż do pierwszego piania koguta. Często słuchałem go pracując, a on czytał, jakie to w piekle będą męki, jak przemienią się żywi, a zmartwychwstaną umarli, jak to Bóg zstąpi na Sąd, aniołowie zadmą w trąby, jaki ogień i smoła będą przygotowane, i jak robak toczyć będzie ciała grzeszników. Kiedyś, słuchając tego, wystraszyłem się i pomyślałem: już mnie te męki nie miną! Stój, bierz się za ratowanie duszy, módl się, może ci Bóg daruje twoje grzechy.

Zacząłem się zastanawiać, w końcu zostawiłem swoje rzemiosło, chatę sprzedałem, a że byłem sam, poszedłem do leśnej straży, byleby tylko od ludzi dostać chleb, odzienie i woskowe świece do modlitwy.
Żyję już tak z górą dziesięć lat, jem tylko raz na dzień, a i to sam chleb i wodę. Każdej nocy wstaję o pierwszym pianiu koguta i do świtu modlę się, bijąc pokłony aż do ziemi, a przed świętymi obrazami zapalam po siedem świec. Za to w dzień, gdy obchodzę las, noszę dla umartwienia na gołym ciele dwupudowe[17] łańcuchy. Nie przeklinam, wina i piwa nie piję, z nikim się nie biję, z
kobietami i dziewczynami nie zadawałem się, jak długo żyję.

Na początku takie życie podobało mi się, ale teraz, pod koniec, napadają mnie myśli, od których nie mogę się opędzić. Przecież jeden tylko Bóg wie, czy wystarczy twej modlitwy za grzechy, a życie masz trudne. A czy to prawdę w tej książeczce napisali? Jakże to, umarły zmartwychwstanie? Jakiś tam umarły sto czy więcej lat temu, toć przecież i proch z niego nie został. A piekło będzie, czy nie, któż to wie? Przecież nikt z tamtego świata do nas nie zachodził, wygląda na to, że jak człowiek umrze i zgnije, to i ginie bez śladu. Może tę książeczkę napisali popi, ci najgłówniejsi, żeby nas głupków nastraszyć, żebyśmy skromniej żyli. Choć przecież i tak żyjesz na tej ziemi w trudzie i nic cię nie cieszy, i na tamtym świecie też nic nie będzie. I na co to wszystko? Nie lepiej to chociaż na ziemi pożyć sobie wesoło, bez znoju? Takie to myśli mnie nachodzą - ciągnął - i boję się, czy nie przyjdzie mi wrócić do starego fachu! (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

niedziela, 29 stycznia 2012

"Zacząłem stopniowo rozumieć ukryty sens Słowa Bożego" - "Opowieści pielgrzyma"(15)

Przeszedłem już z wiorstę, gdy przypomniałem sobie, że przecież żołnierzom obiecałem rubla, a akurat nieoczekiwanie go mam. Dać go im, czy nie? Raz pomyślę: stłukli cię i ograbili, a i tak go nie wydadzą, bo są pod strażą. To znów przychodzi myśl inna: przypomnij sobie, że w Biblii jest napisane: "Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód - nakarm go. Jeżeli pragnie napój go" (Rz 12,19b-20a). A i sam Jezus Chrystus mówi: "Miłujcie waszych nieprzyjaciół" (Mt 5,44), i jeszcze: "Temu, kto chce [...] wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz!" (Mt 5,40)

Przekonany tymi słowami wróciłem, podchodzę do etapu, a tu akurat wyprowadzili wszystkich uwięzionych, by ich prowadzić dalej. Podbiegłem szybko, wsunąłem im w rękę tego mojego rubla i powiedziałem:
- Pokutujcie i módlcie się. Jezus Chrystus kocha ludzi i was tak nie zostawi! - Z tymi słowami odszedłem, ruszając w drogę w innym kierunku.

Przeszedłszy jakieś pięćdziesiąt wiorst szeroką drogą pomyślałem, że dla pewniejszego osiągnięcia samotności i wygodniejszego czytania skręcę na drogę polną. Długo wędrowałem przez lasy, gdzieniegdzie tylko napotykałem niewielkie wioski. Czasem to i cały dzień przesiedziałem w lesie, pilnie czytając Dobrotolubije. Wiele i to cudownej wiedzy zaczerpnąłem z niego. Moje serce płonęło chęcią zjednoczenia z Bogiem poprzez wewnętrzną modlitwę, której umiejętność pragnąłem posiąść, kierując się i sprawdzając wszystko poprzez lekturę Dobrotolubija. Zarazem bolałem, że nie znajduję jeszcze schronienia, gdzie mógłbym spokojnie oddawać się stałej lekturze.

W tym czasie czytałem Biblię i czułem, że rozumiem ją coraz lepiej, nie tak jak wcześniej, gdy zbyt wiele wydawało mi się niejasne i często czułem się zakłopotany. Słusznie powiadają święci ojcowie, że Dobrotolubije jest kluczem do tajemnic Pisma Świętego. Mając zatem taki przewodnik, zacząłem stopniowo rozumieć ukryty sens Słowa Bożego. Tak zostało mi wyjawione, co oznacza
wewnętrzny, ukryty człowiek serca (1 P 3,4), czym jest prawdziwa modlitwa, oddawanie czci w Duchu (J 4,23), czym królestwo Boże w nas (Łk 17,21), czym jest wstawiennictwo Ducha Świętego, gdy prosi za nami błaganiem niewymownym (Rz 8,26), co oznacza: "Wytrwajcie we Mnie" (J 15,4), "Daj mi swe serce" (Prz 23,26), "Przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa" (Rz 13,14; por. Ga 3,27), a co zaślubiny Ducha w naszych sercach (por. Ap 22,17), a co wołanie sercem: Abba! Ojcze! (Rz 8,15-16) i tyle innych miejsc Pisma.

W tym czasie, gdy zaczynałem modlić się sercem, wtedy wszystko, co mnie otaczało, widziałem w jakiejś zachwycającej postaci: drzewa, trawy, ptaki, ziemię, powietrze, światło. Wszystko to jakby mówiło mi, że istnieje właśnie dla ludzi, świadczy o Bożej miłości do człowieka, modli się i wyśpiewuje chwałę Boga. Zrozumiałem wtedy, co nazywane jest w Dobrotolubiju "znajomością mowy stworzenia" i zobaczyłem, w jaki sposób można rozmawiać z Bożymi stworzeniami.

Długo tak wędrowałem. W końcu trafiłem w takie odludne miejsca, że przez trzy dni nie napotkałem ani jednej wioski. Zjadłem już wszystkie suchary i posmutniałem na myśl, że przyjdzie mi umrzeć z głodu. Zacząłem się modlić w sercu i jak tylko to uczyniłem, przygnębienie minęło, cały zdałem się na wolę Bożą, poweselałem i uspokoiłem się. Przeszedłszy kawałek drogi biegnącej wzdłuż ogromnego lasu zobaczyłem przed sobą podwórzowego psa, który zeń wybiegł.
Przywołałem go, a on, podbiegłszy, zaczął się do mnie łasić. Ucieszyłem się i pomyślałem: oto Boże miłosierdzie! Pewnie w lesie pasie się jakieś stado, a to jest oswojony pies pastucha. A może poluje tu jakiś myśliwy. Tak czy owak, ale przynajmniej mogę prosić o trochę chleba, bo już drugą dobę nie jadłem, albo mogę dowiedzieć się o jakieś pobliskie osiedle. Pokręciwszy się koło mnie i
zobaczywszy, że nic nie dostanie, pies znów pobiegł do lasu tą samą wąską ścieżką, z której wybiegł na drogę. Poszedłem za nim i po przejściu jakichś dwustu sążni zobaczyłem między drzewami, że pies wlazł do nory i wyglądając z niej zaczął szczekać. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

sobota, 28 stycznia 2012

"Otworzyła się tu przede mną tajemnica..." - "Opowieści pielgrzyma"(14)

Opowiadanie kapitana napełniło mnie błogością i powiedziałem:
- Widziałem i ja podobny przypadek. W naszej wiosce pracował w fabryce pewien rzemieślnik, wielki mistrz w swoim fachu, dobry, ceniony, ale na nieszczęście popijał, i to często.
Pewien bogobojny człowiek poradził mu, by, gdy tylko przyjdzie mu ochota na wino, odmawiał trzydzieści trzy razy Jezusową modlitwę, a to na cześć Przenajświętszej Trójcy i według liczby trzydziestu trzech lat ziemskiego życia Jezusa Chrystusa. Rzemieślnik ów rady posłuchał, zaczął ją wypełniać i wkrótce całkiem rzucił picie. Cóż jeszcze dodać? Po trzech latach wstąpił do klasztoru.

- No dobrze, ale co jest ważniejsze - zapytał kapitan modlitwa Jezusowa czy Ewangelia?
- To jest dokładnie to samo - odpowiedziałem - czym jest Ewangelia, tym jest i Jezusowa modlitwa, bo przecież święte imię Jezusa Chrystusa zawiera w sobie wszystkie prawdy Ewangelii. Święci ojcowie powiadają, że modlitwa Jezusowa jest streszczeniem całej Ewangelii.
Na koniec pomodliliśmy się, kapitan zaczął czytać od początku Ewangelię według św. Marka, a ja słuchałem, powtarzając w sercu modlitwę. Przed drugą godziną po północy kapitan skończył Ewangelię i rozstaliśmy się, by odpocząć.

Wstałem swoim zwyczajem wczesnym rankiem, wszyscy jeszcze spali, i gdy tylko zaczęło świtać, zabrałem się do czytania mojego ukochanego Dobrotolubija. Z jakąż radością je otworzyłem! Jakbym ujrzał swego rodzonego ojca, powracającego z dalekich krajów, albo wskrzeszonego spośród umarłych przyjaciela. Ucałowałem je, dziękując Bogu za to, że mi je zwrócił. Zaraz zacząłem czytać Teolepta z Filadelfii[16], w drugiej części Dobrotolubija. Zdziwiło mnie jego pouczenie, w którym zapraszał, by człowiek wykonywał jednocześnie trzy czynności: siedząc w
refektarzu, powiada, ciału dawaj pożywienie, uchu lekturę, a umysłowi - modlitwę. Wspomniałem jednak miniony, tak radosny wieczór i to doświadczenie rozwiało moje wątpliwości. Otworzyła się tu przede mną tajemnica: umysł i serce to nie to samo!

Kiedy kapitan wstał, wyszedłem, by podziękować za jego dobroć i pożegnać się. Poczęstował mnie herbatą, dał mi rubla i rozstaliśmy się. Pełen radości znów ruszyłem w drogę.

Opowieści Pielgrzyma Część I

piątek, 27 stycznia 2012

"... już w samych słowach Ewangelii tkwi zbawienna moc" - "Opowieści pielgrzyma"(13)

Następnego dnia mnich rzeczywiście przyniósł mi to oto wydanie Ewangelii. Otworzyłem je, popatrzyłem, spróbowałem czytać i mówię:
- Nie wezmę tego, nic nie rozumiem i nie nawykłem do cerkiewnych druków[14].
Mnich dalej mnie przekonywał, że już w samych słowach Ewangelii tkwi zbawienna moc, bo napisane jest w nich to, co mówił sam Bóg. Nie musisz rozumieć, byleś czytał pilnie. Pewien święty powiedział: Nawet jeśli ty nie rozumiesz Słowa Bożego, to diabli wiedzą, co czytasz, i drżą, a przecież nałóg pijaństwa to niewątpliwie ich sprawka. I jeszcze ci powiem: Jan Złotousty[15] pisze, że nawet miejsce, w którym przechowuje się Ewangelię, odstrasza duchy ciemności i jest niedostępne dla ich knowań.

Nie pamiętam, coś temu mnichowi dałem, wziąłem od niego te Ewangelie, włożyłem do kuferka razem z innymi rzeczami i zapomniałem o tym. Po pewnym czasie znowu strasznie zachciało mi się wypić wina, jak najszybciej otworzyłem kuferek, by wyjąć pieniądze i pędzić do karczmy. Pierwsze, co mi wpadło w oczy, to były Ewangelie. Zaraz wróciło mi żywe wspomnienie tego wszystkiego, co mówił mnich, otworzyłem więc i zacząłem od początku czytać pierwszy rozdział św. Mateusza.

Przeczytałem go do końca i właśnie... niczego nie zrozumiałem. Przypomniało mi się jednak, że mnich mówił: Nie musisz rozumieć, byleś pilnie czytał. Myślę: zatem przeczytam drugi rozdział. Przeczytałem i zrozumiałem więcej. Dobrze, pomyślałem, zacznę trzeci, ale gdy tylko to uczyniłem, w koszarach zabrzmiał sygnał dzwonka: wszyscy na swoje miejsca! Nie mogłem już teraz wyjść za bramę i w ten sposób wytrwałem.

Wstawszy z rana, i mając zamiar iść po wino, pomyślałem, przeczytam rozdział Ewangelii - co się stanie? Przeczytałem i nie poszedłem. Znowu mi się wina zachciało - zacząłem czytać dalej i ulżyło mi. To mi dodało otuchy i przy każdej myśli o winie zaczynałem czytać rozdział Ewangelii. Im dalej, tym szło łatwiej, a w końcu, gdy skończyłem czterech Ewangelistów, chęć picia całkiem mi przeszła, zacząłem do tego odczuwać obrzydzenie. W ten oto sposób od pełnych dwudziestu
lat napojów alkoholowych nie używam.

Wszyscy dziwili się przemianie, która we mnie nastąpiła: po upływie trzech lat przywrócono mi rangę oficera, potem awansowałem wyżej i wreszcie zostałem dowódcą. Ożeniłem się, trafiła mi się dobra żona, dorobiliśmy się majątku i teraz, dzięki Bogu, żyjemy, w miarę możliwości pomagamy biednym, przyjmujemy w gościnę pielgrzymów. Mój syn też już jest oficerem i dobry z niego chłopak.

Posłuchaj, od tej chwili, gdy ocaliłem me życie przed zapiciem się na śmierć, poprzysiągłem sobie, że każdego dnia, aż do końca życia, czytać będę Ewangelię, całego Ewangelistę w ciągu doby, nie bacząc na przeszkody. Czynię to do dziś.
Jeśli obowiązków mam zbyt wiele i bardzo jestem zmęczony, wtedy położywszy się wieczorem przymuszam moją żonę lub syna, by czytali mi całą Ewangelię. W ten sposób trzymam się mojej zasady, nie czyniąc wyjątków. Jako wyraz dziękczynienia Bogu i na Jego chwałę oprawiłem Ewangelie w czyste srebro i noszę je zawsze na mojej piersi. (cdn)
Opowieści Pielgrzyma Część I

poniedziałek, 23 stycznia 2012

"Jakże mi pomoże twoja Ewangelia?" - "Opowieści pielgrzyma"(12)

Zrównawszy się z nimi ujrzałem dwóch ludzi, którzy mnie ograbili, a ponieważ szli oni z brzegu, upadłem im do nóg prosząc usilnie, by powiedzieli, gdzie są moje książki. Najpierw nie zwracali na mnie uwagi, ale potem jeden z nich zaczął
- Dasz coś, to powiemy, gdzie te twoje książki. Daj rubelka.
- Przysiągłem na Boga, że dam, na pewno dam, choćbym miał w imię Chrystusa wyprosić u ludzi. Macie, jeśli chcecie, bierzcie w zastaw moje papiery.
Powiedzieli, że moje książki wiezie tabor wraz z innymi skradzionymi rzeczami, znalezionymi u nich podczas rewizji.
- Jakże je odzyskam?
- Proś kapitana, który nas prowadzi.

Rzuciłem się ku kapitanowi, wszystko mu wyjaśniłem, i to szczegółowo. A on, ot tak sobie, pyta:
- Czyżbyś ty umiał czytać Biblię?
Nie tylko umiem wszystko przeczytać - odpowiedziałem - ale nawet i pisać: w Biblii jest napisane, że jest ona moją własnością, a przecież i w papierach moich podane jest to samo imię i nazwisko. Kapitan zaczął:
- Te rzezimieszki, to zbiegli żołnierze, mieszkali w ziemiance i łupili wielu. Wczoraj złapał ich sprytny woźnica, któremu chcieli odebrać trojkę. Niech będzie, oddam ci twoje książki, jeśli tu są, ale chodź z nami na nocleg, tu, niedaleko, cztery wiorsty, przecież nie zatrzymam etapu i taboru z twojego powodu.

Rozmawiając z kapitanem z radością szedłem obok jego wierzchowca. Zobaczyłem, że kapitan to człowiek dobry i prawy, już niemłody. Pytał mnie, kim jestem, skąd i dokąd idę, a ja opowiadałem mu najszczerszą prawdę. Tak dotarliśmy do chaty, służącej za miejsce noclegu etapu. Kapitan, odnalazłszy moje książki, oddał mi je i powiada:
- Dokądże teraz pójdziesz nocą, śpij u mnie w przedpokoju.
Zostałem.

Odzyskawszy książki tak się ucieszyłem, że nie wiedziałem, jak mam dziękować Bogu. Przycisnąłem je do piersi i trzymałem, aż mi zdrętwiały ręce. Z moich oczu płynęły łzy radości, a serce słodko biło w zachwycie!
Kapitan, patrząc na mnie, zapytał:
- Widać pokochałeś czytanie Biblii.
Z radości nic nie mogłem na to odpowiedzieć, wciąż płakałem. Ciągnął:
- Ja też, bracie, pilnie czytam każdego dnia Ewangelię. - Mówiąc to rozpiął mundur i wyjął maleńkie, kijowskie wydanie Ewangelii, całe w srebrze.

- Siadaj, opowiem ci, co mnie do tego skłoniło. No, ale dajcie nam wreszcie kolację.
Siedliśmy przy stole i kapitan zaczął opowiadać:
- Od młodych lat służyłem, ale nie w garnizonie, a w armii czynnej. Znałem swoje obowiązki i jako sumienny chorąży lubiany byłem przez dowództwo, ale moje lata były tak młode jak moi przyjaciele i na nieszczęście nauczyłem się pić, i to tak, że w końcu stałem się nałogowcem: gdy nie piję, jestem sumiennym oficerem, ale jak zahulam, to i sześć tygodni nie wstaję z barłogu. Długo to znosili, ale w końcu, za grubiańskie zachowanie wobec szefa, co mi się po pijanemu zdarzyło, zdegradowali mnie do zwykłego żołnierza na trzy lata, z jednoczesnym przeniesieniem do garnizonu. Jeślibym się zaś nie poprawił i nie przestał pić, to grozili najsurowszą karą. W tym nieszczęsnym stanie jakże się starałem powstrzymać, jak się nie leczyłem, ale w żaden sposób nie mogłem rzucić mojego nałogu i dlatego chcieli mnie nawet przenieść do rot aresztanckich. Usłyszawszy to, nie wiedziałem, co ze sobą uczynić.

Siedziałem kiedyś zamyślony w koszarach, gdy nagle przyszedł do nas jakiś mnich z księgą do zapisywania datków na cerkiew. Każdy dał, co mógł, a on podszedł do mnie i pyta:
- Czemuś taki smutny?
Zacząwszy z nim rozmowę, opowiedziałem mu o moim nieszczęściu. Mnich, współczując mi, zaczął:
- Dokładnie to samo zdarzyło się memu rodzonemu bratu i oto, co mu pomogło: jego ojciec duchowny dał mu Ewangelię i stanowczo nakazał, by bez chwili zwłoki, gdy tylko zachce mu się wina, czytał rozdział Ewangelii, a jeśliby mu się zachciało znowu, to i rozdział następny.
Brat mój zaczął tak postępować i w niedługim czasie przestało go ciągnąć do picia; już piętnaście lat nie miał w ustach kropli alkoholu. Postępujże i ty w ten sposób, a będzie z tego pożytek. Mam Ewangelię, owszem, przyniosę ci.
Wysłuchałem go i mówię:
- Jakże mi pomoże twoja Ewangelia, gdy żadne moje wysiłki ani leki nie mogły mnie powstrzymać?
Powiedziałem to, ot tak, bo nigdy Ewangelii nie czytywałem.
- Nie mów tak - zaprzeczył mnich - zapewniam cię, że będzie z tego pożytek.
Opowieści Pielgrzyma Część I

piątek, 20 stycznia 2012

"...byś lepiej wędrował do nieba" - "Opowieści pielgrzyma"(11)

Wprawdzie w niektórych miejscach książka była niezrozumiała dla mego ograniczonego umysłu, ale skutki modlitwy serca były objaśnieniem tego, czego nie mogłem pojąć. W dodatku widywałem czasem we śnie mojego zmarłego starca; wiele mi wyjaśniał i wciąż nakłaniał przede wszystkim do pokory moją nierozumną duszę. Rozkoszowałem się tak ponad dwa miesiące tego lata. Podróżowałem najczęściej lasami i polnymi drogami: przychodzę do wsi, proszę o torbę sucharów i garść soli, naleję sobie wody do kubełeczka z brzozowej kory i znowu idę jakieś sto wiorst.

Czy to za grzechy mojej godnej potępienia duszy, czy wymagało tego moje życie duchowe, może dla lepszego pouczenia mnie i doświadczenia, ale pod koniec lata zaczęły pojawiać się próby. Było to tak. Wyszedłem na jakąś szeroką drogę i o zmierzchu dopędziło mnie dwu ludzi, sądząc z wyglądu ich głów byli to żołnierze, i zażądali ode mnie pieniędzy. Powiedziałem, że nie mam nawet kopiejki, ale nie uwierzyli i bezczelnie krzyknęli - Łżesz! Tacy jak ty wędrowcy zawsze mają pieniądze ze sobą! - Jeden z nich powiedziawszy - Co będziemy z nim gadać - rąbnął mnie pałką w głowę tak, że upadłem bez przytomności. Nie wiem, czy długo tak leżałem, ale ocknąwszy się zobaczyłem, że leżę na skraju lasu, przy drodze, poszarpany, a mojej torby nie ma. Zostały tylko odcięte sznurki, na których ją niosłem. Dzięki Bogu nie zabrali moich papierów, które nosiłem w mojej starej czapce, by w razie potrzeby móc je szybko pokazać.

Wstałem i zapłakałem gorzko, nie tyle z bólu głowy, ile z żalu, że straciłem obie moje książki, Biblię i Dobrotolubije, które były w skradzionej torbie. Ani w dzień, ani w nocy nie przestawałem się tym smucić i płakać. Gdzież teraz jest moja Biblia, którą czytałem i zawsze miałem przy sobie już od najmłodszych lat? Gdzie moje Dobrotolubije, z którego tyle zaczerpnąłem nauk i pociechy? Utraciłem, nieszczęsny, ten pierwszy i ostatni skarb mego życia, i to jeszcze zanim zdążyłem się nim nasycić. Lepiej by mi było, gdyby mnie zabili, niż teraz, gdy mam żyć bez tego duchowego pokarmu! Nie będę mógł już go zdobyć!

Przez dwa dni ledwie powłóczyłem nogami, będąc u kresu sił ze smutku, a na trzeci, całkiem utraciwszy siły, ległem pod krzakiem i zasnąłem. I widzę oto we śnie, jakbym był w samotni, w celi mojego starca i opłakiwał mój smutek. Starzec, pocieszając mnie zaczął mówić:
- Jest to dla ciebie lekcja oderwania się od rzeczy ziemskich, byś lepiej wędrował do nieba. Przyszło to na ciebie, byś nie popadł w duchowe łakomstwo. Bóg chce, by chrześcijanin rzeczywiście wyrzekał się swojej woli, chceń i wszelkich przywiązań i by całkowicie poddał się woli Bożej. Bóg wszystkimi wydarzeniami kieruje dla zbawienia człowieka. Chce zbawić wszystkich (1 Tm 2,~1). Dlatego też nabierz otuchy i wierz, że wraz z pokusą da Bóg i ocalenie (1 Kor 10,13). I wkrótce twoja radość będzie większa od tego, co teraz cierpisz. - Przy tych słowach obudziłem się, poczułem przypływ sił, a w mej duszy - jakby jakieś świtanie i spokój.

- Niech się dzieje wola Boża - powiedziałem i przeżegnawszy się ruszyłem dalej. Modlitwa po staremu zaczęła działać w mym sercu i przez jakieś trzy dni wędrowałem spokojnie.

Opowieści Pielgrzyma Część I

czwartek, 19 stycznia 2012

"Modlitwa sama zaczęła przenikać do mojego serca" - "Opowieści pielgrzyma"(10)

Opowieść druga

Długo wędrowałem po różnych miejscach, a towarzyszyła mi Jezusowa modlitwa, krzepiąc mnie i przynosząc mi pociechę na wszystkich tych drogach, przy wszystkich spotkaniach i zdarzeniach. Wreszcie poczułem, że lepiej byłoby zatrzymać się gdzieś na jednym miejscu, by zakosztować samotności, ale i postudiować Dobrotolubije, które wprawdzie po trochu czytałem znalazłszy schronienie na nocleg albo gdy odpoczywałem w ciągu dnia, ale silne było we mnie pragnienie stałego zagłębiania się w nie i czerpania z wiarą prawdziwego
pouczenia służącego zbawieniu duszy, przez modlitwę serca.

Jednak pomimo moich chęci, nigdzie, do żadnej pracy stosownej do moich sił nająć się nie mogłem z powodu całkowitego niedowładu mej lewej ręki już od dzieciństwa i dlatego nie mogąc znaleźć stałego schronienia, powędrowałem w kraje syberyjskie, do arcypasterza Innocentego z Irkucka[13]. Myślałem, że po syberyjskich lasach i stepach będę mógł iść w ciszy i wygodniej mi zatem będzie zajmować się modlitwą i czytaniem. Tak więc szedłem, ale wciąż z modlitwą.

Wreszcie, po krótkim czasie, poczułem, że modlitwa sama zaczęła przenikać do mojego serca, to znaczy serce, bijąc zwyczajnie, zaczęło jakby wymawiać wewnątrz siebie słowa modlitwy przy każdym uderzeniu: raz - Panie! dwa - Jezu! trzy - Chryste! i tak dalej.
Przestałem modlitwę wymawiać ustami i zacząłem przysłuchiwać się temu, co mówi serce; pamiętałem, co objaśniał mi zmarły starzec, że było to przyjemne. Potem zacząłem odczuwać w sercu delikatny ból, a w myślach taką miłość do Jezusa Chrystusa, że wydawało mi się, iż gdybym Go zobaczył, to rzuciłbym się Mu do nóg i nie wypuścił, całowałbym słodko, do łez, dziękując za to, że poprzez swoje imię daje tak wielką pociechę ze swojej łaskawości i miłości, niegodnemu i
grzesznemu stworzeniu.

Potem zaczęło się pojawiać w sercu jakieś kojące ciepło, które rozchodziło się na całe piersi. Nakłoniło mnie to w sposób szczególny do uważnego czytania Dobrotolubija, żeby sprawdzić moje doznania i głębiej opanować wewnętrzną modlitwę serca; obawiałem się bowiem, że bez tego sprawdzenia mogę popaść w złudzenia albo przyjąć to, co naturalne, za przychodzące z łaski, i zacząć szczycić się tak szybkim zdobyciem umiejętności modlitwy, o czym słyszałem od zmarłego starca.

Dlatego też szedłem teraz częściej nocami, a dnie spędzałem przeważnie na czytaniu Dobrotolubija, siedząc w lesie pod drzewami. Ach, ileż nowych, jak mądrych i dotąd nie znanych mi rzeczy ukazała mi ta lektura! Zajmując się nią, zakosztowałem takiej słodyczy, jakiej dotąd nie mogłem sobie nawet wyobrazić. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

środa, 18 stycznia 2012

"...kiedy tym się zajmuję, czuję się radosny" - "Opowieści pielgrzyma"(9)

Poszedłem i rzeczywiście kupiłem Dobrotolubije za dwa ruble. Książka była stara i wyświechtana, ale ucieszyłem się. Jakoś ją podreperowałem, obszyłem w kawałek materiału i włożyłem do torby, w której nosiłem Biblię.

Teraz tak już chodzę i nieustannie odmawiam Jezusową modlitwę, która stała się dla mnie czymś najdroższym i najsłodszym na świecie. Przejdę nieraz i z siedemdziesiąt, albo i więcej, wiorst przez
dzień, ale nie czuję, że idę - czuję tylko, że mówię tę modlitwę. Kiedy złapie mnie silne zimno, zaczynam modlić się z większym skupieniem i zaraz robi mi się gorąco. Gdy zaczyna mi dokuczać głód, częściej wzywam imienia Jezusa Chrystusa i zapominam, że chciało mi się jeść. Kiedy czuję się chory, łamie mnie w plecach i w nogach, skupiam się na modlitwie i bólu nie czuję. A znieważy mnie ktoś, to tylko wspomnę, jakie pocieszenie niesie Jezusowa modlitwa i zaraz uczucie znieważenia i złości mija i wszystko zapominam.

Stałem się jak człowiek niespełna rozumu: ani nie troszczę się o nic, ani nic mnie nie zajmuje, na to, co mogłoby mnie rozpraszać, nie patrzę, chciałbym tylko trwać w moim osamotnieniu. Przyzwyczaiłem się tylko do jednego i tego właśnie pragnę: by nieustannie wzywać imienia Jezusa; kiedy tym się zajmuję, czuję się radosny. Jeden tylko Bóg może wiedzieć, co się ze mną dzieje.

Jasne, że wszystko to jest tylko zmysłowe albo jak mówił zmarły starzec - naturalne i zarazem sztuczne, dzięki przyzwyczajeniu, ale nie mam śmiałości, by zaraz przystąpić do uczenia się i przyswojenia głębinom mojego serca modlitwy ducha, a to z powodu moich wad i głupoty. Mając nadzieję, że modli się za mnie zmarły starzec, czekam godziny, kiedy będzie to wolą Bożą. Zatem, choć nie sięgnąłem jeszcze progów nieustannej, spontanicznej modlitwy duchowej mego serca, to niech i tak będą dzięki Bogu! Dobrze przecież teraz wiem, co znaczą usłyszane przeze mnie słowa z księgi Dziejów i Listów Apostolskich: módlcie się nieustannie. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

wtorek, 17 stycznia 2012

"On cię nie pozostawi i pokieruje twoją drogą" - "Opowieści pielgrzyma"(8)

Wysłuchał mnie i zaczął:
- Dzięki Bogu za to, że pojawiła się w tobie chęć i łatwość modlitwy. To rzecz normalna, wynikająca z częstego ćwiczenia, z gorliwości. Podobnie i maszyna, której koło zamachowe rozpędzisz, działa potem długo sama, ale dla podtrzymania jej ruchu potrzeba smarowania i popędzania. Czy widzisz, jakimi wspaniałymi zdolnościami obsypał czułą naturę człowieka miłujący go Bóg, jakież mogą pojawiać się uczucia nawet poza rajem, nie pośród oczyszczonej zmysłowości, a w grzesznej duszy, jak już tego sam doświadczyłeś? A jakże to wspaniałe, zachwycające i jak wiele niesie słodyczy, gdy Bóg pozwoli komuś ze swej łaskawości odkryć dar samorzutnej modlitwy w duchu i oczyścić duszę od namiętności? Stan taki jest niewyobrażalny, a odkrycie tej tajemnicy modlitwy daje przedsmak niebiańskich słodyczy już tu, na ziemi. Dostąpią tego ci, którzy szukają Pana w prostocie serca przepełnionego miłością! Teraz ci pozwalam: módl się, ile chcesz, jak najwięcej; gdy nie śpisz, cały czas staraj się poświęcić na modlitwę i już bez liczenia wzywaj imienia Jezusa Chrystusa, posłusznie oddając się woli Boga i od Niego oczekując pomocy: wierzę, że On cię nie pozostawi i pokieruje twoją drogą.

Wysłuchałem tego pouczenia i całe lato spędziłem na nieustannej ustnej modlitwie Jezusowej. Byłem bardzo spokojny. Często we śnie zdawało mi się, że się modlę. A w ciągu dnia, gdy zdarzyło mi się spotkać kogoś, to wszyscy bez wyjątku wydawali mi się tak mili jak moi najbliżsi, choć się nimi nie zajmowałem. Różne myśli, które kiedyś przychodziły mi do głowy, jakoś same całkiem przycichły i nie myślałem już o niczym oprócz modlitwy, do której zacząłem nakłaniać mój umysł, a serce z czasem już samo zaczęło napełniać się ciepłem i jakimś miłym uczuciem.

Gdy zdarzyło mi się zajść do cerkwi, to długie nabożeństwo w samotni wydawało mi się krótkie i już nie męczyło mnie, jak bywało dawniej. Mój samotny szałas wydawał mi się wspaniałym pałacem i nie wiedziałem, jak mam dziękować Bogu za to, że mnie, grzesznikowi zasługującemu tylko na przekleństwo, przysłał takiego starca - wybawiciela i nauczyciela.

Ale niedługo mogłem korzystać z pouczeń mojego starca, tak miłego i mądrego w sprawach Bożych - umarł on w końcu lata. Pożegnałem go ze łzami, podziękowawszy za ojcowskie nauki, które dał mnie, zasługującemu przecież na potępienie, i wyprosiłem dla siebie jako znak błogosławieństwa różaniec, którego zawsze używał przy modlitwie. Zostałem zatem sam.

Wreszcie minęło i lato, z sadu zebrano owoce i nie miałem już gdzie się zatrzymać. Wieśniak rozliczył się ze mną, dał mi za pilnowanie dwa ruble, a jeszcze nasypał na drogę sucharów do torby i znów zacząłem wędrować po różnych miejscach. Ale już nie chodziłem tak, jak kiedyś - szukając: nie, wzywanie imienia Jezusa Chrystusa przynosiło mi podczas drogi radość, a wszyscy ludzie byli dla mnie tak dobrzy, jakby naraz zaczęli mnie kochać.

Kiedyś zacząłem myśleć, co robić z pieniędzmi, które dostałem za pilnowanie ogrodu, do czego mają mi służyć? Ej! zaczekaj! Starzec umarł, nie ma mnie kto uczyć. Kupię sobie Dobrotolubije i z niego zacznę się uczyć modlitwy wewnętrznej. Przeżegnałem się, no i idę sobie z moją modlitwą.

Doszedłem do jakiegoś gubernialnego miasta i zacząłem w sklepikach wypytywać o Dobrotolubije.
Znalazłem w jednym, ale chcą trzy ruble, a ja mam tylko dwa. Targowałem się długo, ale kupiec nie ustąpił ni na kopiejkę. Wreszcie powiedział:
- Idź do tej, tam, cerkwi i zapytaj starosty cerkiewnego ma on jeden stary egzemplarz tej książki. Może ci odstąpi za dwa ruble. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

niedziela, 15 stycznia 2012

"...tak przywykłem do tej modlitwy" - "Opowieści pielgrzyma"(7)

Zacząłem posłusznie i dokładnie wykonywać to, czego nauczył mnie starzec. Przez dwa pierwsze dni szło mi to z trudem, ale potem stało się czymś łatwym i upragnionym, tak że gdy tej modlitwy nie mówiłem, pojawiała się we mnie chęć, by znów wzywać imienia Jezusa i modlitwa ta stała się dla mnie łatwa, jakby do mnie dopasowana, nie jak wcześniej - wymuszona. Wyznałem to starcowi, a on nakazał mi teraz modlić się tak już po sześć tysięcy razy dziennie i dodał:
- Nie niepokój się, a staraj się, jak tylko możesz najpilniej, modlić się tyle razy, ile ci nakazuję: Bóg ulituje się nad tobą.

Przez cały następny tydzień w moim samotnym szałasie odmawiałem każdego dnia sześć tysięcy raz modlitwę Jezusową, nie troszcząc się o nic i nie zwracając uwagi na moje myśli, choćby nie wiem co wyprawiały w mej głowie; starałem się tylko o jedno - najdokładniej wypełniać nakaz starca. I co się stało? - tak przywykłem do tej modlitwy, że jeśli przez moment przestaję ją mówić, to czuję, jakby mi czegoś brakowało, jakbym coś utracił. Zaczynam modlitwę i zaraz robi mi się lekko i radośnie. A spotkam kogoś, to i nawet rozmawiać się nie chce - wciąż tylko byś siedział w samotności i modlił się; tak nawykłem do modlitwy w ciągu jednego tylko tygodnia.

Starzec przez dziesięć dni mnie nie widział i sam przyszedł mnie odwiedzić.
Opowiedziałem mu, co się ze mną dzieje. Wysłuchał mnie i powiedział:
- Teraz nawykłeś już do modlitwy, ale uważaj - podtrzymuj i pogłębiaj to przyzwyczajenie, nie trać czasu na próżno i postanów z Bożą pomocą modlić się wytrwale dwanaście tysięcy razy w ciągu dnia. Trzymaj się swego odludzia, wstawaj wcześniej, ale kładź się później, a co dwa tygodnie przychodź do mnie po radę.

Zacząłem czynić tak, jak mi polecił starzec i pierwszego dnia ledwie, późnym wieczorem, zdążyłem zakończyć moje dwunastotysięczne wezwanie. Na drugi dzień poszło już łatwo i z uczuciem zadowolenia. Najpierw podczas tego nieustannego wypowiadania modlitwy czułem zmęczenie, jakby język robił mi się drewniany, jakieś skrępowanie szczęk, zresztą przyjemne, potem lekki, delikatny ból podniebienia, poczułem też niewielki ból tego palca lewej ręki, którym przesuwałem paciorki różańca, i rozpalenie dłoni, które sięgało aż do łokcia, dając jakieś miłe uczucie. A wszystko to jakby jeszcze pobudzało i przymuszało do mocniejszego trwania na modlitwie. W ten oto sposób przez pięć dni modliłem się dokładnie po dwanaście tysięcy razy, a wraz z przyzwyczajeniem przyszła chęć i poczucie zadowolenia.

Kiedyś, wczesnym rankiem, wyglądało na to, że modlitwa mnie zbudziła. Zacząłem odmawiać modlitwy poranne, ale język wypowiadał je z trudem, a we mnie rosła chęć wejścia w modlitwę Jezusową. Jakże mi było lekko i radośnie, gdy ją zacząłem, język i usta wymawiały ją jakby same, bez mojego przymuszania! Cały dzień przeszedł mi pośród wielkiej radości, a czułem się tak, jakbym był wolny od wszystkiego, jakbym był na innej ziemi; z łatwością, wczesnym wieczorem,
zakończyłem dwanaście tysięcy modlitw. Miałem wielką ochotę modlić się dalej, ale nie śmiałem czynić więcej niż nakazał mi starzec. W ciągu następnych dni w ten sam sposób wzywałem imienia Jezusa Chrystusa z łatwością i wielką na to ochotą.
Poszedłem potem do starca wyznać mu, opowiedzieć wszystko szczegółowo. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

sobota, 14 stycznia 2012

"Widać, potrzebna ci próba pokory" - "Opowieści pielgrzyma"(6)

W końcu dowiedziałem się, że jakieś cztery wiorsty dalej jest wieś. Poszedłem tam szukać sobie jakiegoś miejsca. Na moje szczęście Bóg wskazał mi coś odpowiedniego.

Nająłem się tam na całe lato u chłopa, by pilnować mu ogrodu, ale pod warunkiem, że będę w tym ogrodzie mieszkał sam, w szałasie. Bogu niech będą dzięki! - znalazłem spokojne miejsce. Tak zacząłem żyć i uczyć się, według pokazanego mi sposobu, modlitwy wewnętrznej, i zachodzić do starca.

Przez jakiś tydzień pilnie zajmowałem się w moim ogrodowym odludziu nauczaniem nieustannej modlitwy, dokładnie tak, jak mi to wyjaśnił starzec. Na początku wydawało się, że ruszyłem z miejsca. Potem poczułem dużą ociężałość, lenistwo, nudę, ogarniała mnie senność, a najróżniejsze myśli runęły na mnie całą chmurą.

Smutny poszedłem do starca i opowiedziałem mu o tym wszystkim.
Powitał mnie mile i zaczął:
- Jest to, mój drogi bracie, wojna świata ciemności przeciwko tobie. Nic w nas nie jest dla tego świata straszniejsze niż modlitwa serca i dlatego wszelkimi sposobami stara się on tobie przeszkodzić i odciągnąć cię od nauki modlitwy.
Zresztą, nawet taki wróg nie działa inaczej, niż z Bożej woli i dopustu, tyle, ile jest dla nas pożyteczne. Widać, potrzebna ci próba pokory; dlatego za wcześnie jeszcze na to, by z nieumiarkowanym zapałem wspinać się do najwyższego progu twojego serca, mógłbyś bowiem popaść w duchowe łakomstwo. Przeczytam ci teraz, czego o takim przypadku uczy Dobrotolubije.

Starzec odnalazł nauki wielebnego mnicha Nikifora i zaczął czytać: "Jeśli potrudziwszy się nieco nie zdołasz wejść do krainy serca, tak jak to miałeś wyjaśnione, to uczyń, co ci powiem, a z pomocą Bożą znajdziesz to, czego szukasz. Wiesz, że zdolność do tworzenia słów tkwi w krtani człowieka. Niech ona zatem nieustannie mówi: «Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!» - ty zaś odpędzaj twoje myśli (możesz to uczynić, jeśli zechcesz) i przymuszając się, zawsze wymawiaj te słowa. Jeśli przez pewien czas w tym wytrwasz, to niewątpliwie otworzy się wejście do twego serca. Jest to sprawdzone doświadczeniem".

Oto słyszysz pouczenie świętych ojców odpowiednie do twego przypadku - powiedział starzec. - Dlatego teraz powinieneś przyjąć ten nakaz z ufnością i, ile tylko możesz, wymawiać ustami twymi modlitwę Jezusową. Masz tu różaniec, na nim odmów na początek choćby i trzy tysiące razy dziennie tę modlitwę. Stoisz czy siedzisz, chodzisz czy leżysz, mów ciągle: Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną! Ale nie rób tego głośno albo spiesząc się i koniecznie dokładnie czyń tak trzy tysiące razy dziennie, sam nic nie dodawaj i nie ujmuj. Bóg pomoże ci w ten sposób osiągnąć nieustanne działanie serca.

Z radością przyjąłem jego nakaz i wróciłem do swego ogrodu. (cdn)
Opowieści Pielgrzyma Część I

piątek, 13 stycznia 2012

"...prosiłem Boga, by mi w tym dopomógł" - "Opowieści pielgrzyma"(5)

- Byłaby zatem bardziej wzniosła i święta niż sama Biblia? - zapytałem.
- Nie, nie jest bardziej wzniosła i święta niż Biblia, lecz zawiera przystępne objaśnienia tego, co w Biblii zawarte jest w sposób tajemny i niełatwe jest do zrozumienia, bo zbyt wzniosłe dla naszego krótkowzrocznego umysłu. Dam ci tego przykład: słońce jest największym, najjaśniejszym i najwspanialszym ciałem niebieskim, ale nie możesz przecież oglądać go i kontemplować jego wspaniałości bezpośrednio, nie uzbrojonym okiem. Musisz mieć, jak wiadomo, szkło, coś sztucznego, co choć jest miliony razy mniejsze i bledsze od słońca, daje ci możliwość oglądania tego wspaniałego króla świateł, zachwycania się nim i przyjmowania jego ognistych promieni.
Tak Pismo Święte jest jaśniejącym słońcem, a Dobrotolubije - tym niezbędnym szkłem.

Teraz słuchaj, będę czytał, jak nauczyć się nieustannej modlitwy wewnętrznej.
Starzec otworzył Dobrotolubije, znalazł pouczenie św. Symeona Nowego Teologa[10]
i rozpoczął:
"Siądź samotnie i w milczeniu, pochyl głowę, zamknij oczy, oddychaj spokojnie, zaglądaj jakby do serca, sprowadzaj twój umysł, tj. myśl, do jego wnętrza. Wraz z oddechem wypowiadaj słowa: «Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną»; ustami, cicho albo tylko w umyśle. Wszelkie inne myśli staraj się odpędzać, trwaj w spokoju i cierpliwości, zajmuj się tym jak najczęściej".

Starzec wszystko to mi wyjaśnił, dając przykłady, a potem czytaliśmy jeszcze z Dobrotolubija św. Grzegorza Synaitę[11] i wielebnych Kaliksta i Ignacego[12].
Wszystko, co czytaliśmy, starzec wyjaśniał mi jeszcze swoimi słowami. Z uważnym zachwytem słuchałem tego wszystkiego, chłonąłem pamięcią i starałem się, jak tylko można, szczegółowo zapamiętać. Przesiedzieliśmy tak całą noc i nie kładąc się spać poszliśmy na jutrznię.

Starzec przy pożegnaniu pobłogosławił mnie i powiedział, bym ucząc się modlitwy zachodził do niego ze szczerymi wyznaniami i wynurzeniami, bowiem zajmowanie się sprawami wnętrza bez pomocy nauczyciela jest niewygodne i małe przynosi owoce.

Stojąc potem w cerkwi czułem w sobie gorące pragnienie jak najlepszego nauczenia się nieustannej modlitwy wewnętrznej i prosiłem Boga, by mi w tym dopomógł.
Potem zacząłem myśleć o tym, jak będzie możliwe zachodzić do starca po radę czy też by wyznać mu swe grzechy. Przecież w zajeździe dłużej niż trzy dni nie pozwolą mi mieszkać, a w pobliżu pustelni kwatery nie znajdę... (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

czwartek, 12 stycznia 2012

"Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!" - "Opowieści Pielgrzyma" (4)

"- Wiele jest dobrych spraw, które należą do chrześcijanina, ale sprawa modlitwy powinna być pierwsza, bo bez niej nie można dokonać żadnego dobrego czynu. Bez modlitwy nie można znaleźć drogi do Pana, zrozumieć istoty spraw, ukrzyżować ciała z jego namiętnościami i pożądaniami, rozjaśnić serca światłem Chrystusa i połączyć się z Nim dla zbawienia - bez uprzedniej częstej modlitwy. Mówię "częstej", bo doskonałość i prawidłowość modlitwy nie zależą od naszych możliwości, jak o tym mówi święty Paweł Apostoł: nie wiemy, o co byśmy prosić mieli, jak potrzeba (Rz 8,26). Zatem tylko częstość i stałość są pozostawione naszym możliwościom jako środek do osiągnięcia czystości modlitwy, która jest matką wszelkich dóbr duchowych.

Zdobądź matkę, a wywiedzie ci potomstwo - mówi święty Izaak Syryjczyk[6], posiądź modlitwę, a zdobędziesz wszelkie cnoty. O tym właśnie mają tylko mętne pojęcie i mało mówią ci, którzy
ledwie obeznani są z praktyką i mistyczną nauką świętych ojców.

Tak rozmawiając, nie wiadomo kiedy doszliśmy prawie do samej pustelni. Aby nie utracić towarzystwa tego mądrego starca i szybciej nasycić moje pragnienia, pospieszyłem, by powiedzieć:
- Okaż mi miłosierdzie, najszlachetniejszy ojcze, i wyjaśnij, co oznacza nieustanna modlitwa wewnętrzna i jak się jej nauczyć: widzę bowiem, że wiesz to wybornie i jesteś w tym doświadczony.

Starzec przyjął moją prośbę ze spojrzeniem pełnym miłości i zaprosił mnie:
- Zajdź teraz do mnie, a dam ci księgę świętych ojców, dzięki której, z Bożą pomocą, w sposób jasny i szczegółowy będziesz mógł zrozumieć modlitwę i nauczyć się jej.

Weszliśmy do celi i starzec zaczął:
- Nieustanna wewnętrzna modlitwa Jezusowa to nieprzerwane, nigdy nie ustające wzywanie Boskiego imienia Jezusa Chrystusa ustami, umysłem i sercem, ze świadomością stałej Jego obecności, z prośbą o zmiłowanie, podczas wszelkich zajęć, na każdym miejscu, w każdym czasie, nawet we śnie.
Wezwanie to brzmi tak:
Panie, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!
Kto przywyknie do takiego wzywania, znajdzie wielką pociechę i doświadczy potrzeby, by zawsze tak się modlić, i to takiej, że już bez modlitwy nie będzie mógł żyć, a ona sama będzie się wylewać w jego wnętrzu[7].
Czy teraz rozumiesz, czym jest modlitwa nieustanna?

- Wspaniale to zrozumiałem, ojcze mój! Na Boga, proszę, naucz mnie teraz, jak to osiągnąć! - krzyknąłem z radości.

- Jak nauczyć się modlitwy, o tym przeczytamy tu, w tej księdze. Nazywa się ona Dobrotolubije[8] znajdziesz w niej pełną i szczegółową wiedzę o nieustannej modlitwie wewnętrznej, przedstawioną przez dwudziestu pięciu świętych ojców, a jest ona tak doskonała i pożyteczna, że uważana jest za głównego i pierwszego nauczyciela kontemplacyjnego życia wewnętrznego i jak mówi wielebny Nikifor[9], "bez trudu i potu prowadzi do zbawienia".

- Byłaby zatem bardziej wzniosła i święta niż sama Biblia? - zapytałem." (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

środa, 11 stycznia 2012

"Zobacz, że jest w tym wezwanie Boże" - "Opowieści Pielgrzyma" (3)

"- Posłuchaj, ojczulku. Jakiś rok temu, będąc na liturgii usłyszałem w czytaniu z księgi Dziejów i Listów Apostolskich taki nakaz: módlcie się nieustannie. Nie mogąc go zrozumieć, zacząłem czytać Biblię. W niej także, w wielu miejscach, znalazłem Boży nakaz nieustannej modlitwy, modlenia się zawsze, w każdym czasie, na każdym miejscu, nie tylko przy wszelkich zajęciach, czuwaniu, ale nawet we śnie: "Ja śpię, lecz serce me czuwa" (Pnp 5,2). Bardzo mnie to zdziwiło, ale nie mogłem zrozumieć, jak to osiągnąć, jakie wiodą do tego drogi. Obudziła się we mnie silna chęć ich poznania i ciekawość, dzień i noc nie wychodziło mi to z głowy. Oto dlaczego zacząłem chodzić po cerkwiach, słuchać kazań o modlitwie.

Ileż ich się nasłuchałem, ale w żadnym nie znalazłem pouczenia o tym, jak się nieustannie modlić. Wciąż słyszałem tylko o przygotowaniu do modlitwy, o jej owocach i temu podobnych sprawach, a nigdy o tym, jak modlić się nieustannie, o tym, czym jest taka modlitwa. Często czytałem Biblię i z jej pomocą sprawdzałem to, co usłyszałem, ale wciąż nie mogłem znaleźć tego, czego pragnąłem. Do dziś tak chodzę, pełen niewiedzy i niepokoju.

Starzec uczynił znak krzyża i powiedział:
- Dziękuj Bogu, drogi bracie, za to wzbudzenie w tobie tej niegasnącej tęsknoty za poznaniem ciągłej modlitwy wewnętrznej. Zobacz, że jest w tym wezwanie Boże i uspokój swe serce. Uwierz, że do tej pory przechodziłeś próbę zgody twej woli na głos Boga: miałeś zrozumieć, że nie mądrość tego świata, nie zewnętrzna ciekawość prowadzi ku niebiańskiemu światłu nieustannej modlitwy wewnętrznej, ale przeciwnie - ubóstwo ducha i ciągłe doświadczanie pozwalają posiąść je w prostocie serca. Oto dlaczego wcale się nie dziwię, że nie mogłeś słyszeć nic o istotnych sprawach modlitwy i nauczyć się ciągłego nią zajmowania. Tak, to prawda, że niemało jest kazań o modlitwie, sporo jest też o niej pouczeń różnych pisarzy, ale ponieważ wszystkie ich rozważania opierają się najczęściej na rozmyślaniach, na wyobrażeniach własnego umysłu, a nie na prawdziwym doświadczeniu, to więcej mówią one o właściwościach modlitwy, niż o istocie jej samej. Jeden snuje przepiękne rozważania o konieczności modlitwy, inny o jej sile i dobroczynnym wpływie, jeszcze inny o środkach prowadzących do jej pełni, to znaczy o tym, że przy modlitwie potrzebne są: gorliwość, skupienie uwagi, gorącość serca, czystość myśli, pojednanie z nieprzyjaciółmi, pokora, skrucha i tak dalej. Ale czym jest modlitwa i jak się jej nauczyć?

- Na takie, chociaż przecież podstawowe, najważniejsze pytania, bardzo rzadko można znaleźć wyczerpujące wyjaśnienia u kaznodziejów żyjących w naszych czasach, ponieważ są one trudniejsze do zrozumienia od wszystkich spraw wymienionych wyżej, i wymagają wprowadzenia mistycznego, a nie tylko szkolnej uczoności.

Ale już najgorsze jest to, że ta marna, żywiołowa mądrość zmusza do mierzenia tego, co Boże, miarą ludzką. Wielu jest takich, którzy o sprawach modlitwy snują rozważania całkiem opaczne, sądząc, że to środki przygotowawcze i wielkie czyny są źródłami modlitwy, a nie odwrotnie - że to modlitwa rodzi takie czyny i wszelkie cnoty. W tym przypadku owoce czy skutki modlitwy uważają oni błędnie za sposoby i środki prowadzące ku niej i przez to odzierają modlitwę z siły. A to dokładnie przeczy temu, co mówi Pismo Święte, ponieważ Apostoł Paweł daje pouczenie o modlitwie w takich słowach: polecam więc przede wszystkim modlić się (1 Tm 2,1). Tu mamy, według powiedzenia Apostoła, pierwszą wskazówkę dotyczącą modlitwy - sprawę modlitwy stawia on przed wszystkimi innymi: polecam przede wszystkim modlić się."(cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

wtorek, 10 stycznia 2012

"Znowu ruszyłem w drogę. " - "Opowieści Pielgrzyma" (2)

Znowu ruszyłem w drogę. Myślałem, czytałem, zastanawiałem się nad tym, co mi powiedział dziedzic, ale i tak nie mogłem nic zrozumieć; a pragnąłem tego tak bardzo, że aż spać nie mogłem po nocach. Przeszedłem ze dwieście wiorst[2] i oto wchodzę do dużego miasta gubernialnego. Zobaczyłem tam monaster. Zatrzymawszy się w zajeździe usłyszałem, że w monasterze żyje dobry przeor, pobożny i gościnny. Poszedłem do niego. Przyjął mnie serdecznie, prosił bym usiadł, podał coś do jedzenia.

- Święty ojcze - powiedziałem - gościny mi nie trzeba, pragnę, byś dał mi duchowe pouczenie, jak się zbawić!
-Jak się zbawić? Żyj według przykazań, módl się do Boga, a będziesz zbawiony!
- Słyszałem, że trzeba modlić się nieustannie, ale nie wiem jak to osiągnąć, a nawet nie mogę zrozumieć, co oznacza modlitwa nieustanna. Proszę cię więc, mój ojcze, byś mi to wyjaśnił.
- Nie wiem, drogi bracie, jak ci to lepiej wyjaśnić. Ale zaraz, poczekaj! Mam książeczkę, tam jest to wyjaśnione. I przyniósł mi Pouczenie duchowe człowieka wewnętrznego świętego Dymitra[3] .
- Masz, czytaj na tej stronie.

Zacząłem czytać: "Słowa Apostoła: «módlcie się nieustannie» dotyczą modlitwy umysłu, bowiem może on być nieustannie zanurzony w Bogu i wciąż się do Niego modlić".
- Wyjaśnij mi, proszę, w jaki sposób umysł stale może zanurzać się w Bogu, nie rozpraszać się i wciąż się modlić.
- Jest to bardzo trudne - powiedział przeor - chyba że sam Bóg da to zrozumieć. - I nie wyjaśnił.

Przenocowałem u niego, rankiem podziękowałem za życzliwe przyjęcie i ruszyłem dalej w drogę, sam nie wiedząc dokąd. Smuciłem się swoją niepojętnością i dla pociechy czytałem świętą Biblię. Szedłem tak z pięć dni szeroką drogą, a wieczorem dogonił mnie jakiś staruszek, z wyglądu jakby duchowny.
Na moje pytanie odpowiedział, że jest mnichem-pokutnikiem[4] z pustelni, która leży jakieś dziesięć wiorst w bok od tej szerokiej drogi, i zaprosił, bym tam z nim zaszedł.

- Przyjmujemy - mówił - pielgrzymów, znajdują u nas spokój, a karmimy ich razem z innymi pobożnymi wędrowcami w zajeździe. Jakoś nie miałem ochoty tam zachodzić i na jego zaproszenie odpowiedziałem:
- Mój spokój nie zależy od tego, czy mam dach nad głową, a od duchowego pouczenia; jedzenia nie szukam, mam dość sucharów w torbie.
- A jakiegoż to szukasz pouczenia, czym się kłopoczesz? Chodź, zajdź do nas, drogi bracie; znajdziesz starców[5] doświadczonych, którzy mogą ci dać duchową strawę i skierować na właściwą drogę, w świetle Bożego słowa i rozważań świętych ojców. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

poniedziałek, 9 stycznia 2012

"Opowieści Pielgrzyma" (1)

Część I

Szczere opowieści pielgrzyma przedstawione jego ojcu duchownemu

Opowieść pierwsza (1)

Dzięki łasce Boga jestem człowiekiem, chrześcijaninem; sądząc z czynów - wielkim grzesznikiem, z powołania - pielgrzymem bez dachu nad głową, najniższego stanu, tułającym się z miejsca na miejsce. Cała moja majętność to na ramieniu torba z suchym chlebem, a na piersiach święta Biblia. Tylko tyle. W dwudziestą czwartą niedzielę po Świętej Trójcy zaszedłem do cerkwi pomodlić siei; była akurat liturgia, z księgi Dziejów i Listów Apostolskich[1] czytany był List do Tesaloniczan, perykopa 273, gdzie jest powiedziane: módlcie się nieustannie.

Słowa te przeniknęły mnie do głębi. Zacząłem się zastanawiać, jak można modlić się nieustannie, gdy każdy, by utrzymać się przy życiu, musi zajmować się także innymi sprawami. Poszukałem w Biblii i tam zobaczyłem na własne oczy to, co słyszałem, a mianowicie: że należy modlić się nieustannie (1 Tes 5,17), modlić się zawsze w duchu (Ef 6,18), wznosząc na każdym miejscu ręce do modlitwy (1 Tm 2,8). Myślałem długo, ale nie wiedziałem, co robić.

Co mam czynić - zastanawiałem się - gdzie szukać kogoś, kto by mi to wyjaśnił? Zacznę chodzić po cerkwiach, gdzie są sławni kaznodzieje, kto wie, może znajdę odpowiedź? I ruszyłem w drogę. Usłyszałem wiele bardzo dobrych kazań o modlitwie. Były to jednak tylko pouczenia ogólne: czym jest modlitwa, jak jest potrzebna, jakie są jej owoce, ale o tym, jak dojść do tego, by modlić się naprawdę, nie mówił nikt. Jedno z kazań traktowało nawet o modlitwie w duchu i o modlitwie nieustannej, ale nie powiedziano o tym, jak do takiej modlitwy dojść. Słuchanie kazań nie doprowadziło mnie do tego, czego szukałem. Oto dlaczego nasłuchawszy się ich i wciąż nie mając pojęcia o tym, jak modlić się nieustannie, przestałem słuchać kazań publicznych, a postanowiłem z Bożą pomocą szukać doświadczonego i znającego się na rzeczy rozmówcy, który wyjaśniłby mi sprawy związane z nieustanną modlitwą, stosownie do natarczywego dążenia mego serca do tej właśnie wiedzy.

Długo wędrowałem po różnych miejscach: wciąż czytałem Biblię, ale rozpytywałem się, czy nie ma gdzieś jakiegoś nauczyciela spraw duchowych albo doświadczonego pobożnego przewodnika. Po jakimś czasie powiedziano mi, że w pewnej wiosce dawno już mieszka właściciel ziemski zajmujący się zbawianiem swej duszy: ma w swym domu cerkiew, nigdzie nie wyjeżdża, wciąż modli się do Boga i czyta bez przerwy książki służące ratowaniu duszy. Usłyszawszy to, już nie szedłem, a biegłem do wskazanej mi wioski. Dotarłem do niej i wszedłem do domu owego ziemianina.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytał.
- Słyszałem, że jest pan człowiekiem pobożnym i mądrym, dlatego proszę, w imię Boga, objaśnić mi to, co powiedziane jest w księdze Dziejów i Listów Apostolskich: módlcie się nieustannie, oraz w jaki sposób wciąż można się modlić! Chciałbym to wiedzieć tak bardzo, a w żaden sposób dowiedzieć się nie mogę.
Ów pan milczał przez chwilę, uważnie na mnie popatrzył i mówi - Nieustająca modlitwa wewnętrzna to ciągłe dążenie ducha człowieka ku Bogu. Aby czynić postępy w tym błogim ćwiczeniu, trzeba częściej prosić Pana, by nauczył On modlić się bez przerwy. Módl się więcej i gorliwiej, a modlitwa sama wyjawi ci, w jaki sposób może być nieustanną; to przyjdzie w swoim czasie.
Powiedziawszy to, kazał mnie nakarmić, dał coś na drogę i pożegnał. Ale nie wyjaśnił mi nic. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I