niedziela, 1 lipca 2012

"... byśmy żyli po chrześcijańsku" - "Opowieści pielgrzyma"(32)

Opowiedziałem krótko o mojej podróży i o tym, że idę do Irkucka.
- Ot i traf - powiedziała pani. - Na pewno pójdziesz przez Tobolsk, a tam moja rodzona matka jest mniszką w żeńskim monasterze, teraz jest już mniszką-pokutnicą[31]. Damy ci list i przyjmie cię - wielu przychodzi
do niej po duchowe porady. Przy okazji zaniesiesz jej książkę Jana Klimaka[32], którą zamówiliśmy dla niej, na jej polecenie, w Moskwie. Jak to wszystko dobrze się układa!

Wreszcie zbliżył się czas obiadu i usiedliśmy przy stole. Przyszły jeszcze jakieś cztery panie i zaczęły jeść z nami. Po skończeniu pierwszego dania jedna z przybyłych wstała, pokłoniła się przed świętym obrazem, potem pokłoniła się nam, wyszła, przyniosła drugie danie i znów usiadła. Potem inna z nich w ten sam sposób poszła po trzecie danie. Zobaczywszy to zapytałem gospodynię
- Ośmielę się, mateńko, zapytać: te panie, to pani krewne, czy co?
- Tak, to moje siostry: ta jest kucharką, ta żoną woźnicy, ta to szafarka, a ta, to moja pokojówka; wszystkie zamężne, nie mam w całym domu ani jednej panny.
Słysząc i widząc to wszystko dziwiłem się coraz bardziej i błogosławiłem Boga, że skierował mnie do ludzi tak bogobojnych. Czułem też w sercu silne działanie modlitwy i dlatego, by jak najszybciej móc zostać w samotności i modlitwie nie przeszkadzać, wstawszy zza stołu powiedziałem do gospodyni
- Trzeba, by odpoczęła pani po obiedzie, a ja, przyzwyczajony do chodzenia, pójdę na spacer do ogrodu.
- Nie, ja nie odpoczywam - odpowiedziała pani - i pójdę z tobą, a ty opowiesz mi coś budującego. A jeśli pójdziesz sam, dzieci nie dadzą ci spokoju: gdy tylko cię zobaczą, nie odejdą nawet na chwilę, tak kochają ubogich braci Chrystusa i pielgrzymów.
Cóż miałem robić? Poszliśmy. Po wejściu do ogrodu, by łatwiej zachować milczenie, nic nie mówić, pokłoniłem się pani do stóp i powiedziałem
- Proszę, mateńko, w imię Boga, powiedz mi, czy dawno prowadzisz życie tak miłe Bogu i jak doszłaś do takiej pobożności?
- Niech będzie. Opowiem ci wszystko. Widzisz, matka moja była prawnuczką arcypasterza Joasafa, którego spoczywające relikwie pokazują w Biełgorodzie. Mieliśmy w mieście duży dom, którego jedno skrzydło wynajmował niebogaty szlachcic. W końcu on umarł, gdy jego żona była brzemienna.
Po porodzie ona także umarła. Narodzone dziecko zostało kompletnie biednym sierotą. Moja mama z żalu wzięła go do siebie na wychowanie, a po roku urodziłam się ja. Razem rośliśmy, razem, u tych samych nauczycieli i nauczycielek, uczyliśmy się i tak przyzwyczailiśmy się do siebie, jak rodzony brat i siostra.
Po jakimś czasie umarł mój rodzic, a mama, porzuciwszy miejskie życie, przyjechała z nami do tej swojej wsi, by tu zamieszkać. Kiedy już dorośliśmy, mama wydała mnie za swego wychowanka, oddała nam tę swoją wieś, a sama pobudowała sobie celę i wstąpiła do monasteru. Dając nam matczyne błogosławieństwo, zostawiła jako nakaz, byśmy żyli po chrześcijańsku, gorliwie modlili się do Boga, a przede wszystkim, byśmy starali się wypełniać główne przykazanie Boże, to znaczy miłość bliźniego, byśmy karmili i pomagali ubogim Chrystusowym braciom, w prostocie i pokorze, byśmy dzieci nasze wychowywali w bojaźni Bożej, a do niewolników odnosili się jak do braci. Tak oto żyjemy tu już sami dziesięć lat, starając się, na ile to tylko możliwe, wypełniać ten testament mojej matki. Mamy też schronisko dla ubogich, w którym przebywa teraz dziesięciu kalekich i chorych, pewnie jutro do nich zajdziemy.
Po zakończeniu tego opowiadania zapytałem
- Gdzie jest ta książeczka Jana Kumaka, którą chce pani odesłać swojej rodzicielce?
- Pójdziemy do pokoju i znajdę ją.
Gdy tylko usiedliśmy, by czytać, przyjechał też pan domu. Ujrzawszy mnie, gorąco się przywitał, po bratersku, po chrześcijańsku ucałowaliśmy się, zaprowadził mnie do swego pokoju i mówił
- Pójdziemy, najdroższy bracie, do mojego gabinetu, pobłogosławisz moją celę. Myślę, że ona - wskazał na żonę - dość ci nadokuczała: gdy zobaczy kogoś pielgrzymującego, albo chorego, gotowa dzień i noc od niego nie odstępować. Z dawna mają taki zwyczaj w jej rodzie.

Weszliśmy do gabinetu. Jakież tu mnóstwo książek, przepiękne ikony, życiodajny krzyż naturalnej wielkości, a przy nim stoi Ewangelia. Pomodliłem się i mówię
- Masz tu, ojczulku, istny raj Boży. Oto sam Pan nasz, Jezus Chrystus, Jego Przeczysta Matka, święci Jego, a to pokazałem książki - ich Boże, żywe, nigdy nie milknące słowa i pouczenia. Myślę, że często rozkoszuje się pan niebiańską z nimi rozmową.
- Tak, przyznaję - odpowiedział pan domu - jestem miłośnikiem lektury.
- Jakie ma pan książki? - zapytałem.
- Mam też dużo i duchowych - odpowiedział. - Oto całoroczny cykl żywotów świętych[33], dzieła Jana
Złotoustego, Bazylego Wielkiego[34], wiele książek teologicznych i filozoficznych, dużo tu też kazań znakomitych współczesnych kaznodziejów.
Kosztowała mnie ta biblioteka jakieś pięć tysięcy rubli.
- Nie ma pan - zapytałem - jakiejś książki o modlitwie? Bardzo lubię czytać o modlitwie.
- Mam tu najnowszą książkę o modlitwie, dzieło jakiegoś petersburskiego duchownego. Pan domu wziął komentarz do modlitwy Pańskiej Ojcze nasz i z zadowoleniem zaczęliśmy czytać. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I