piątek, 29 lipca 2011

Cz.2; 9. Ucieczka zranionego ciała

Część 2. Przebudzenie zranionego ciała
9. Ucieczka zranionego ciała
Ten pierwszy etap otwarcia się zranionego ciała bywa tak trudny, że może przerosnąć możliwość jego zgody na to, co się z nim dzieje. Wszystkie odkryte rany cuchną i straszą, więc naturalną tęsknotą zranionego ciała jest wrócić do stanu poprzedniego, w którym tego wszystkiego nie odczuwało. Jest to jedna z największych trudności odkrytego zranionego ciała: żyć chwilą obecną. Chwila obecna bowiem wypełniona jest łzami i lękiem, zranione ciało boi się jej. Boi się w niej siebie. Dlatego właśnie żyje przeszłością (bo wtedy "nie było" bólu, lęku i walki o wszystko) albo projektuje przyszłość, która jest mało realna. Te tęsknoty (za przeszłością) i projekcje (przyszłości) są tak silne, że zranione ciało jakby nie zauważa najpiękniejszych rzeczy, które mu się zdarzają, chyba że wiążą się one z podtrzymywaniem tęsknot lub nierealnych planów. Zranione ciało na tym etapie jakby nie zauważa miłości ze strony ludzi ani znaków czułości i opatrzności Boga. Można tu mówić nawet o pewnego rodzaju uporze w niezauważaniu. Zranione ciało jest tak uparte w niezauważaniu czyjejś miłości i opieki, bo dla niego jest to ciągle "nie to".

Maryja zatem zachęca do wiary nowej , która nie jest już rozważaniem o Bogu i Jego miłości, lecz przyjęciem Jego miłości. Dla Maryi wiara to przylgnięcie, osobiste złączenie, a człowiek niewierzący to ten, który nie doświadczył Bożej miłości. Można być jednak (nie ze swojej winy) zamkniętym na to doświadczenie, cały więc proces, droga zranionego ciała polega na otwieraniu go na przyjęcie Bożej miłości. Jest to jedna z największych trudności, bo ono właśnie żyje chwilą przeszłą, gdzie już go nie ma, lub przyszłą, gdzie jeszcze go nie ma. Obecna miłość Boża jest tu jakby zablokowana (czeka przed drzwiami) i nie może do niego dotrzeć, bo jak można dotrzeć do kogoś, kogo nie ma "tu i teraz"?
Można mówić o tym w kategoriach pokusy, bo szatan zawsze odwodzi od rzeczywistości, a przynajmniej chce człowieka z niej wyprowadzić (uwieść) i wepchnąć w iluzję. Bóg żywy i prawdziwy jest natomiast tylko w rzeczywistości, nie w świecie iluzji. Zranione ciało jest jednak słabe i ulega pokusie.
Maryja chce "przyprowadzić je do chwili obecnej", do Chrystusowego "teraz". Ono samo nie ma tylu sił, dręczy je przede wszystkim brak decyzji, zgody na "tu i teraz". Jest to decyzja fundamentalna, głęboka i poważna. Od niej pochodzą inne. Oto dlaczego Maryja jest posłana, by być przy zranionym ciele u początków jego świadomego życia - ma to pomóc w podjęciu decyzji, zgody na chwilę obecną. Maryja uczy swojego fiat, czyli "jestem gotów", "przyjmuję Cię tu i teraz".
Wybór życia jest początkiem przyszłych wyborów, które będą dotyczyć np. powołania. Niektórzy twierdzą, że u podstaw niemożności zdecydowania się np. na małżeństwo czy życie konsekrowane jest brak wcześniejszej zgody na życie. Szatan, który odciąga od tej decyzji i przedstawia trudności, jest bezradny, widząc wzajemną miłość Maryi i Jej dzieci. Maryja prosi o skoncentrowanie się na chwili obecnej, bo właśnie w niej dzieją się wielkie rzeczy, mimo że wszystko wtedy boli.
D. Ange napisał: "Aby dokonać zamierzonych przemian, Bóg posługuje się nawet ranami psychicznymi, zranieniami emocjonalnymi. Zamienia je na łaski oczyszczeń ( ... ). Tak było w przypadku św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Dzisiaj można mówić o prawdziwej świętości ludzi zagubionych. Świętości, która nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek doskonałością moralną. Myślę o tych istotach głęboko pokręconych, które w swojej wrażliwości pozwalają się po prostu kochać. I leczyć przez tę miłość, ale zachowując upokarzające blizny po swoich ranach".
Przyjmowanie siebie i Bożej miłości w "tu i teraz" staje się zatem jakimś nowym nurtem współczesnego rozumienia świętości. Maryja czuwa nad każdym zranionym ciałem i swoją miłością pragnie je utrzymać w "tu i teraz". W tym właśnie miejscu i w tym właśnie czasie trwa bowiem uzdrowienie zranionego ciała.

Ks. Adam Rybicki "Uzdrowienie przez Maryję", Kraków, wyd. "M", 2004, s. 65-68

ciąg dalszy - kliknij tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz