poniedziałek, 25 lipca 2011

Cz. 2; 6. Od samotności do duchowości

Część 2. Przebudzenie zranionego ciała
6. Od samotności do duchowości

Zranione ciało pozbawione wreszcie masek, które umożliwiały nawiązywanie relacji z otoczeniem, odkrywa przerażającą samotność, brak kontaktu z czymkolwiek i kimkolwiek. (to nie jest jednak droga do kontaktu ze sobą). . Pojawia się zagubienie, lęk, brak poczucia relacji. Jest to fundamentalne przeżycie duchowe, zapowiadające w przyszłości prawdziwą modlitwę serca. Maryja jest tu obecna jako Ta, która podprowadza dziecko do prawdziwego, głębokiego kontaktu z Ojcem. Aby to się stało, potrzebne jest to głębokie przeżycie, że się jest SAMYM i SAMOTNYM. Ona przemienia rozpacz samotności w szansę samotności, w oczekiwanie, chociaż zranione ciało nawet nie przeczuwa, "czego" miałoby oczekiwać.

Obecność Maryi nie pozwala na ucieczki z tej samotności, na przestraszenie się jej do tego stopnia, aby od niej uciec w używki, alkohol, niejasne kontakty. Maryja powtarza temu, który jeszcze nie słyszy ojcowskiego, Bożego "JESTEM", swoje macierzyńskie "jestem". Ona niejako odkłamuje to, co zranione ciało mogło dotychczas myśleć o samotności jako przekleństwie człowieka. Pomaga w nawiązywaniu nie tylko relacji z ludźmi, ale przede wszystkim, aby zranione ciało w swojej słabości odkryło wreszcie tę więź, która jest źródłem najgłębszego pokoju, więź z Ojcem. Przerażenie i strach, które towarzyszą poczuciu totalnego osamotnienia, Maryja zamienia w głębokie zakorzenienie w miłości Ojca. Jest to Jej macierzyńskie zadanie. Gdy zranione ciało rozpaczliwie ucieka, aby oszukać swoją samotność, Maryja prosi, aby jednak zostać, zostać sam na sam z Nią, aż do czasu, gdy będzie się gotowym do dalszych etapów.

Maryja widzi także wszystkie małżeństwa i związki między mężczyznami i kobietami, które nie są miłością, lecz paniczną ucieczką od samotności. Ona chce dać okazję do przeżycia tego podstawowego poczucia, które później będzie owocowało: że jest się samemu na tym świecie, że tak naprawdę nie ma się nikogo i od nikogo się nie zależy! (oprócz Boga), że nie żyje się, aby spełniać czyjekolwiek oczekiwania, tylko wolę Boga, który jest miłością. W sercu Maryi samotność ma słodki smak, oznacza: "Jesteś jedyny, wybrany, szczególnie umiłowany, niepowtarzalny, Mój synek, Moja córeczka". Pokazuje Ona swoje osamotnienie pod krzyżem, gdy nikt nie był w stanie zrozumieć Jej bólu, podczas gdy Ona tak bardzo po ludzku oczekiwała ludzkiego współczucia. Wtedy właśnie Bóg zapalił w Jej sercu płomień prawdziwej nadziei: dał siebie jako Jedynego~ który-rozumie, Jedynego-który-współczuje. Wtedy Maryja otrzymała dar bycia matką tych, których nikt nie rozumie i którym nikt nie współczuje w ich cierpieniu, czyli tych najboleśniej przeżywających swoją samotność i lęk.

Odkrycie, że jest się samemu, jest nieomalże nie do przeżycia bez najgłębszego odniesienia, o jakim nieustannie przypomina Maryja tym, nad którymi się pochyla. Przypomina Ona o męstwie bycia samotnym. H. Nouwen napisał: "Ta rana (tzn. samotność) jest podobna do Wielkiego Kanionu - jest głęboką rysą na powierzchni naszej egzystencji. (…) Chrześcijańska droga życia nie odsuwa naszej samotności; ochrania ją i pielęgnuje jako cenny dar". Jednak droga od panicznego lęku do odkrycia, że nasza samotność to "bezcenny dar", bywa bardzo długa. Gdyby w wypowiedzi Nouwena słowa "chrześcijańska droga życia" (bo cóż to konkretnie tutaj oznacza?) zastąpić słowami ,,Jezus i Maryja", to otrzymalibyśmy prawdę o życiu duchowym. To Maryja osłaniała samotność Jezusa, gdy był dzieckiem, to Maryja miała osłaniać, a nie likwidować (!), Jego samotność pod krzyżem. On tam właśnie udostępnił nam Maryję - aby przez cały czas osłaniała naszą rzeczywistą, głęboką samotność, tam gdzie jesteśmy sami-z-Bogiem, a czasem sami-bez-Boga i wtedy gdy nasze wnętrze wydaje krzyk: "Boże, czemuś mnie opuścił?", skierowany także do ludzi: "Dlaczego wszyscy mnie opuścili, umarli?".

Obok tego jęczącego serca stoi Maryja-matka. Nic nie mówi, nie radzi, nie zaprzecza, nie pociesza złudzeniami. Prosi, aby w głębi swojej samotności zranione ciało słuchało głosu Ducha: "Na świecie możesz czuć się sam, ale nie bój się, Ja jestem z tobą". Maryja zatem zajmuje się tym miejscem w zranionym ciele, które nazywa się "zwróćcie-na-mnie-uwagę". Prosi, aby iść z tym do Boga. Zranione ciało w Duchu bowiem zaczyna dostrzegać fałszywość dróg, którymi podążało, szukając kogoś, kto zaspokoiłby pragnienie bycia zauważanym. Temu służą przecież wszystkie bardzo liczne i bardzo ciężkie maski, które zranione ciało musi na siebie nakładać.

Maryja nie tylko lituje się nad udręką noszenia masek i osłon, ale robi coś więcej - bierze ciało ze sobą na modlitwę i uczy zwracania się do Boga z najgłębszymi, świeżo odkrytymi pragnieniami, bo przecież zranione ciało, odkrywszy swoje pragnienia, nie wie co z nimi robić, nawet jeśli do tej pory mądrze potrafiło radzić innym. Zranione ciało rozpoczyna więc rozmowę o najważniejszych sprawach jego życia. Nareszcie! Od tej pory te rozmowy nie będą dotyczyły przepisów, chodzenia na Msze, zachowania przykazań, oglądania brzydkich filmów, lecz dotkną wszystkiego, co stanowi jego życie. Od tej pory modlitwa nie będzie już uśmiercać kłębiącego się w środku życia. Jezus, który kocha, naczekał się na człowieka, który teraz przyprowadzony przez Maryję będzie wołał: "Jezu, miłosierdzia! Jezu, daj mi odczuć, że mnie kochasz!” Maryja jest nauczycielką takiej modlitwy, która polega na "wylewaniu przed Bogiem serca". Obie strony, tzn Bóg i człowiek, bardzo się na to naczekały.

Maryja widzi relacje z innymi zranionymi ciałami, które zapowiadając się znakomicie, "nie wiadomo dlaczego” kończyły się katastrofą. Ona wie, że chodziło wciąż o to samo: "zwróćcie-na-mnie-uwagę". Chodziło o strach przed tym, że nikt-na-mnie-nie-zwróci-uwagi. [Na tym etapie, a więc niejako na etapie dziecka, pragnienie" zwróćcie-na-mnie-uwagę" jest silniejsze niż inne. Jest to jedna z przyczyn nieudanych związków. Gdy ktoś żyje nieustannym głodem, może traktować każdy związek jak danie, które należy konsumować, po skonsumowaniu dania już go nie ma, a przecież głód pozostaje. Dojrzewanie, do jakiego prowadzi Maryja, będzie polegało na przejściu od traktowania związków jako dań do spożycia do nowego spojrzenia- bardziej jako na ogród do uprawy, ogród pełen wspaniałych owoców, z których można z radością korzystać.] Ona przedstawia Boga jako Tego, który nieustannie zwraca-uwagę-na–człowieka, wyczekującego od Niego pomocy, biednego i bezradnego.
Maryja w Magnificat ogłasza, że serdeczne miłosierdzie Boga idzie z ludźmi z pokolenia na pokolenie, czyli każdy rodzący się człowiek ma nad sobą Jego miłosierne spojrzenie. Ona ogłasza wszystkim żyjącym w głębokim strachu, bojącym się, że nikt na nich nie patrzy z miłością, dobrą nowinę o nieustannym "zajęciu" Ojca: On zajmuje się nieustannym zwracaniem-na-nas-uwagi i czyni to z serdecznym miłosierdziem.

Samotność, o której tutaj mowa, prowadzi czasem zranione ciało do izolacji. Jest to pokusa zamykania się w pewnej niszy. Drzwi do tej niszy mają dwie części - pierwsza to przekonanie: "JA NIE MAM NIC DO DANIA", druga: "NIE POTRZEBUJĘ INNYCH". Obydwa są oczywiście fałszywe, ale wiele osób pozostaje w ich kleszczach wiele lat. Bóg sprawia więc, że wybuchają potrzeby i człowiek musi się otworzyć i poprosić o to, co mu się kiedyś wydawało niepotrzebne. To jest etap pierwszy. Wielu chciałoby go przeskoczyć i przejść od razu do zbawiania ludzkości, czyli do samego dawania, pozostając tymi, którzy "niczego nie potrzebują". Pierwszy etap jest trudny, ponieważ to czego się potrzebuje, jest nienabywalne, nie można tego w żaden sposób szybko sobie zapewnić. Trudność tego etapu polega również na tym, że niespełnienie wybuchających pragnień rodzi napięcie i niewiarygodnie wielką frustrację. Jest bardzo ważne, aby ten żal przeżyć. Maryja mówi, aby pozostać z Nią właśnie w tym napięciu i tym krzyku, aby nie biec od razu ku spełnieniu, lecz najpierw otwierać się przed Nią.

Dopiero drugi etap to uświadamianie sobie, że ma się wiele do dania. Maryja może niejako "przysłać" osoby, które zakomunikują, jakie talenty zostały złożone w zranionym ciele. Jednocześnie (oczami serca da się to szybko zauważyć) przysyła osoby, które dokładnie potrzebują tego, co mamy, ale dowiadujemy się o tym dopiero wówczas, gdy zaczynamy dawać. Z więzienia samotności Maryja wyprowadza nas zatem poprzez odkrycie, czego potrzebujemy i co możemy dać.
Ks. Adam Rybicki "Uzdrowienie przez Maryję", Kraków, wyd. "M", 2004, s. 49-54.

ciąg dalszy - kliknij tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz