wtorek, 5 lipca 2011

Cz. 1; 6. Kopiowane przeżycia

6. Kopiowane przeżycia
Zranione i odrzucone ciało oddaje swą energię intelektowi. Intelekt staje się więc wygimnastykowany, pojemny i nadzwyczaj szybki. To tak naprawdę on dyskutuje, gdy dyskutuje właściciel odrzuconego ciała. Dyskusja czasem dotyczy "przeżyć", tego, co wywarło wrażenie, co było piękne, pomysłowe, urzekające. Jednak odrzucone ciało jest w stanie tylko powtarzać zasłyszane opinie (w dowolnych kombinacjach - co sprawia wrażenie twórczości). Potrafi opowiadać o czyichś przeżyciach, jak o swoich; krótko mówiąc, buduje swój świat z czyichś elementów. W rozmowach swobodnie i gładko szafuje mądrymi zdaniami, podczas gdy twórcy tych zdań ogromnie się trudzili, aby móc je stworzyć.
Odrzucone ciało zna wiele filmów i ich bohaterów, żyje życiem innych, pasjonuje się tym, "przeżywa" to, co dzieje się z bohaterami.
Odrzucone ciało powtarza także czyjeś mądrości z dziedziny życia duchowego, czym robi wrażenie na otoczeniu (czyli osiąga cel). Nie dopuszczając jednak nikogo do siebie blisko, nie pozwala nikomu zweryfikować (czy raczej: zdemaskować), jak mają się głoszone przez niego sentencje do jego konkretnego życia.
Nie mając własnych przeżyć, odrzucone ciało po prostu musi mówić o przeżyciach innych, przykładając je do siebie. Bardzo trudno jest potem odróżnić, które opowiadanie jest jego, a które jest skopiowane z oryginału.
Odrzucone ciało oczywiście ma własne przeżycia, ale niewiele o nich wie. Schowało je, bo są dla niego przykre i na razie nie dostępne. Nawet swoje najbliższe osoby karmi opowiadaniami o prestiżowych wydarzeniach zewnętrznych. To jest łatwiejsze niż samotność, lęk, niepewność, żal itp.
Odrzucone ciało chętne cytuje tak zwane autorytety, cytuje myślicieli, czasem także świętych. Samo nie ma nic do powiedzenia. Robi na innych "własny interes".
Jednak używane przez niego cytaty i czyjeś kopiowane przeżycia w pewien sposób go prowadza, karmią i kształtują. Ukazuje się tutaj macierzyńska lub rodzinna rola Kościoła. Świeci, których odrzucone ciało "używa", użyczają mu swojej mądrości zawartej w tym, co po sobie zostawili. Ma tak być aż do ujawnienia się i ukształtowania autonomii zranionego ciała, aż do wyjścia ze skorupy i zasmakowania swojej własnej przygody życia.
Maryja nad tym czuwa. Posyła aniołów i świętych, aby odrzucone ciało miało czym się karmić, dopóki nie przyjdzie czas na ujawnienie się.
Maryja ochrania odrzucone ciało przed odejściem od właściwej drogi, co w tym czasie jest realnym niebezpieczeństwem.
Ponieważ odrzucone ciało żyje "zachwytami" nad przeżyciami innych, Maryja pozawala, aby miało w zasięgu ręki pokarm (ludzi, spotkania, książki) i było do nich bardzo przywiązane. Kiedyś to się zmieni, ale dopiero wtedy, gdy odrzucone ciało poczuje się przyjęte i będzie miało już własne życie, samo będzie pisało własną historię.
Na razie jest jeszcze za wcześnie. Wisi nad nim pytanie: "Dobrze wiesz, co powiedział na jakiś temat taki czy inny bohater (czy święty), ale co ty sam na ten temat powiesz?" Zranione ciało, nie mając własnego życia, musi na razie wyręczać się przeżyciami, (także duchowymi ) innych.

Trzeba powiedzieć, że kopiowane życie pozwala odrzuconemu ciału czynić wiele dobrego. I chociaż często polega to na kopiowaniu czyichś dzieł, to jednak są one dobre i pożyteczne dla innych. Maryja to widzi i wciąż dziękuje, mnoży owoce jego dobrych czynów (odrzucone ciało jest często zdumione ich ilością). Odrzucone ciało stara się, ale jednocześnie nie wierzy, że jego dzieła są wartościowe i dla kogoś innego bardzo ważne. Tym zajmuje się Duch Święty i Maryja. Duch Święty sprawia, że życie słabego człowieka staje się płodne i owocujące, Maryja zaś jest blisko, aby opiekować się tym, co z tej płodności się zrodzi. Matka Łaski Bożej może sprawić, że na grobowcu wyrasta piękny gatunek mchu, który ludzie przeszczepiają potem do swych żywych ogródków.

(Ks.Adam Rybicki, "Uzdrowienie przez Maryję", wyd."m", Kraków, 2004, str. 22-24)

"...własne przeżycia... są dla niego przykre i na razie nie dostępne. Nawet swoje najbliższe osoby karmi opowiadaniami o prestiżowych wydarzeniach zewnętrznych. To jest łatwiejsze niż samotność, lęk, niepewność, żal..."
Znowu wracam do tych chwil, kiedy czytałam ten rozdział po raz pierwszy. W zasadzie trochę się nudziłam, nie znajdowałam niczego "wspólnego" z moimi problemami. Aż doszłam do wyżej zacytowanego zdania: "...własne przeżycia... są dla niego przykre i na razie nie dostępne". I dalej te wymienione: samotność, lęk, niepewność, żal - o których się nie mówi nikomu, a zwłaszcza bliskim. To była prawda o moim życiu. Tylko ja byłam pewna, że tak już będzie zawsze, a autor książki pisał o tym, że "kiedyś to się zmieni", oraz wierzył w to, że Maryja czuwa nad moją drogą do "zasmakowania swojej własnej przygody życia"...
"Równowaga" mojego istnienia okazała się równowagą iluzoryczną: autor wiedział o mnie to, czego nie domyśliłabym się, coś, na co byłam ślepa. Dlatego, że byłam właśnie tym odrzuconym ciałem. Byłam nim, ale nie byłam tego świadoma.
Od tego momentu, od tego wstrząsu, czytanie książki wywoływało we mnie ból. Jednak postanowiłam doczytać ją do końca. Zaczęłam rozumieć, że ten ból jest początkiem mojej własnej historii, że zaczynam drogę do moich ran.

Kiedy przeczytałam całą książkę, okazało się, iż nie wiem, co dalej, co konkretnie robić.
Wyniosłam jedno przekonanie: moje życie, widziane oczami Maryi ( a to oznacza i Pana Boga), wygląda inaczej. Ono jest czasem realizacji Jego planu. Mam bardzo trzymać się tej wiary.
Nigdy nie jestem sama.
Nigdy nie jestem nie potrzebna.
Nigdy nie jestem bez wartości.
Jestem Jego. Była, jestem, będę.

ciąg dalszy - kliknij tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz