piątek, 22 lipca 2011

Cz.2; 3. Maryja towarzyszy zranionemu ciału do grobu

Część 2. Przebudzenie zranionego ciała
3. Maryja towarzyszy zranionemu ciału do grobu
Zanim ciało obudzi się do życia, musi pochować wiele myśli i opinii na swój temat. Musi pochować olbrzymią część siebie, mając wrażenie, że pochowa całego siebie. Tu jednak bardziej chodzi o pozostawienie tego wszystkiego, co miało dotychczas je chronić, a co dziś nie jest już potrzebne. To "coś" jednocześnie miało chronić dobrą opinię, podtrzymywać ambicje i prowadzić ku sukcesom. To są też myśli, które utrzymywały martwe ciało przy życiu. Bywały to myśli "najlepsze", wzniosłe, metafizyczne. Teraz to wszystko musi umrzeć. Oto umiera boska opinia o sobie samym, umiera intelektualizm, "mistycyzm" i dobry humor. Jest jednak obecna Ona, nic się nie stanie oprócz obumierania. Ona przy tym płacze, ale bynajmniej nie dlatego, że coś złego się dzieje. Ona płacze ze współczucia, jest złączona ze zmartwieniami zranionego ciała.

Droga do grobu jest opisywana na różne sposoby przez ludzi, którym było dane po niej iść. Oto jeden z takich opisów, nieco sparafrazowany: "Jest to ciemna droga, gdy się do niej dochodzi, poczucie wyjątkowości opuszcza zranione ciało bezpowrotnie. Jednego dnia często za czyjeś pieniądze - jesteśmy na uczelni, mając dach nad głową i co jeść, chronieni ceglanymi murami zbudowanymi przez dawno nieżyjących ludzi, a drugiego dnia jesteśmy bezdomni, szlifujemy bruki, szukamy jakiegoś sposobu, by zdobyć jedzenie i spanie. Ludzie zdają sobie od razu sprawę z naszego upadku: odźwierni odwracają się plecami, kelnerzy szydzą, nikt nie przytrzyma nam drzwi w wagoniku metra. Nasza wewnętrzna psychologia ulega zmianie, gdy wraca dawny wstyd, gdy chodzi się z pochyloną głową i uważa swój los za nieunikniony. Zmienia się wewnętrzne «ja». Kiedy żyje się jeszcze prostodusznie w poczuciu własnej wspaniałości - wewnątrz nosi się młodzieńca o błyszczącej twarzy, obiecującego i pełnego optymizmu, wyelegantowanego królewicza. Gdy rozpoczyna się zstępowanie - królewicz ustępuje miejsca starcowi. Ku naszemu zdumieniu nasze «ja» to teraz bezradny, aspołeczny, wyizolowany wrak. ( ... ) W naszych czasach katabasis (zstępowanie - przyp. A. R.) jest często skutkiem wpadnięcia w nałóg: alkoholu, kokainy itp. Mężczyzna traci zdrowie, energię, wagę, żonę, dzieci, przyjaciół, dom, pieniądze, pracę, szacunek dla samego siebie i wszelki ślad swojej dawnej sprawności i swego dawnego życia" .

Ten opis dla niejednego zranionego ciała to jednocześnie opis pierwszych dni jego otwarcia, rozdarcia pewnej skorupy. Maryja jest przy tym obecna. Płacze razem ze zranionym ciałem, przyjmuje każdą jego łzę i żadna z nich nie upada na ziemię. Maryja płacze ze wzruszenia, uwielbia Boga za kolejne otwarcie serca. Od momentu otwarcia, wydobycia i przyjęcia zranionego ciała bardzo liczy się łaska. A Maryja jest Matką Łaski, jest pełna łaski, może nareszcie dawać to wszystko, co ma do dania jako Matka w porządku łaski. Do odzyskanego zranionego człowieka może teraz mówić: "Mój synku, Moje dziecko". Chciała to powiedzieć zawsze, ale nie nadszedł jeszcze czas. W głębi wybucha w Niej miłosierna Boża miłość i wielki spokój.

Ten spokój płynie z tego, że ona ogląda całą historię życia zranionego ciała w Bogu, ponieważ jest wniebowzięta i wszystkich poznaje w Bogu. Gdy trzymała swojego Syna na kolanach, po zdjęciu z krzyża, nie widziała dalszego ciągu tak wyraźnie, jak widzi teraz, po wniebowzięciu. Tak też widzi życie każdego zranionego ciała. Widzi sens i całość tego, co się dzieje. Prosi tylko o zaufanie, nie o bohaterstwo.

Jeśli Kościół jest szpitalem, to Maryja najbardziej przypomina o Jego opiekuńczej roli. Kościół jest także matką i Maryja to uobecnia, opiekując się zranionym ciałem. Kościół nie opiekuje się w pierwszej kolejności księgami i zasadami, lecz troszczy się o CIAŁO Chrystusa, przechowuje je i przyjmuje. Tam gdzie Jezus chce leczyć zranione ciała swoim Ciałem, Maryja jest Tą, która do Niego zaprasza, szuka, tłumaczy wszystkim, aby nie bali się zbliżyć. Wiele zranionych ciał znajduje się poza Kościołem I Kościół wcale im się nie podoba, bo mają o nim nieprawdziwe wyobrażenie. Maryja chce im mówić o swoim byciu w Kościele, o tym, że jest Jej w nim dobrze, mimo że jest słabym, chorym, zranionym ciałem. Chce swoją czułością rozpuścić maski cynizmu. Czasami już tylko Kościół jest miejscem, gdzie odrzucone ciało czuje, że jest wreszcie przyjęte w swojej nędzy.

Kościół, mówiąc o macierzyństwie Maryi wobec ludzi, nie zgadza się więc na żadne metafory - Maryja jest MATKĄ, a nie JAKBY matką! Ona duchowo rodzi w sposób najbardziej dosłowny .
Matka jest jak pryzmat, który na różne kolory rozszczepia jednokolorową - wydawałoby się - wiązkę światła, które jest sygnałem pochodzącym od niemowlęcia. Matka musi na przykład rozpoznać, dlaczego ono płacze - z bólu, z głodu czy ze zmęczenia. Trzymając się tej metafory, możemy powiedzieć, że musi nadać płaczowi odpowiedni kolor . Maryja bezbłędnie (dzięki pełni charyzmatów) potrafi odczytać, z jakiego powodu obecny jest płacz w zranionym ciele. Niezależnie czy jest to płacz ukryty, czy jawny, Maryja wie, jakie jest jego źródło. Wielu ludzi myśli, że Maryja czasem nie pomaga, nie reaguje. Skoro mamy Ją traktować jak matkę, musimy Jej zaufać, bo Ona lepiej wie, do czego dane cierpienie prowadzi i kiedy ma prosić dla nas o uzdrowienie, a kiedy "tylko" o siłę duchową, czyli siłę do niesienia krzyża.

Ks. Adam Rybicki "Uzdrowienie przez Maryję" , wyd. "M", Kraków 2004, str. 39-42

ciąg dalszy - kliknij tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz