wtorek, 26 lipca 2011

Cz. 2; 7. Wstyd zranionego ciała i piękno Maryi

Część 2. Przebudzenie zranionego ciała
7. Wstyd zranionego ciała i piękno Maryi

Otwierające się serce oprócz lęku i samotności odczuwa także zawstydzenie sobą. Tu także obecność Maryi jest dana na drogę pozbywania się onieśmielającego wstydu. Wstyd może dotyczyć wszystkiego: sposobu ułożenia rąk, koloru oczu, sposobu chodzenia, całej sfery seksualności itd. Zranione ciało doświadcza, że dawne ukąszenie węża dotyczy wstydu własnej nagości, czyli tego, kim się naprawdę jest. Pierwotnie jednak nagość nie powodowała wstydu. Pierwsi ludzie przed grzechem nie wstydzili się siebie. Maryja jako Nowy Człowiek chce dać otwierającemu się przy Niej zranionemu ciału zasmakować już nowego stworzenia; chce dopomóc, by nie wstydzić się niczego, co jest ludzkie. W Raju nie chodziło więc o nagość jako odsłonięcie ciała od zewnątrz, ale nagość jako odsłonięcie wnętrza ciała, wszystkich jego lęków i pragnień, a wśród nich tego największego - pragnienia miłości. Maryja jako Nowe Stworzenie, do którego szatan nie ma żadnego dostępu - nie wstydzi się siebie. Pozwala się Bogu przenikać. Tylko Ona i Jezus nie wstydzą się siebie. Ona chce nauczyć tego wszystkich, których Duch odnawia i Jej powierza. Ona chce stanąć przy zranionym ciele, które ciągle kryje się przed Bogiem, wstydząc się siebie. Chce spróbować odwrócić ten bieg, zapobiec chowaniu się, odnaleźć wystraszone ciało w kryjówce jego wstydu i wyprowadzić na światło.

Wstyd będzie się rodził pobudzany przez pamięć. Trzeba przypomnieć, że ta psychiczna władza jest często atakowana przez złego ducha, a nawet w pewien sposób przez niego zawładnięta. Pamięć, uczuciowość i wyobraźnia to sfery szczególnie delikatne i podatne na zranienia, znajduje się w nich bardzo dużo przykrych wspomnień. Dotyczą one krytyki, oceny, osądu, który ktoś wyraził wobec zranionego ciała w przeszłości. Wiążą się one, najogólniej mówiąc, z wpojonych dawniej przez kogoś przekonaniem o brzydocie ciała lub charakteru.
W tych wspomnieniach i zranieniach lęgną się węże, które oskarżają i przypominają to, co najgorsze na temat zranionego ciała. [Jest to cała dynamika wpływu złego ducha na człowieka, która czasem może przybrać nawet formę opętania. Pamięć, uczuciowość, zmysłowość, wyobraźnia znajdują się bardzo blisko głównego "aparatu decyzyjnego" człowieka, czyli woli. Zrozumiałe jest więc, że szatan będzie chciał wpływać na decyzje człowieka, a więc akty woli, poprzez władze będące bardzo blisko "aparatu decyzyjnego", prawie go dotykające. O wpływie np. uczuciowości na wolę przekonuje nas choćby konstruowanie reklam, które są o wiele skuteczniejsze, gdy odwołują się do zmysłowości i uczuciowości niż rozsądku i racjonalnego myślenia.]
Celem tego działania jest zniechęcenie, zawstydzenie. Maryja więc wchodzi w te sfery, miażdży piętą "węże", wyrzuca je i chce wprowadzić dobre światło prawdy we wszystkie przykre wspomnienia. [Przykre, oskarżające wspomnienia nie dotyczą tylko poczucia winy z powodu własnych błędów. Wielu osobom w dzieciństwie została wszczepiona wina np. za alkoholizm ich rodziców ("Gdybym była grzeczniejsza, tatuś by nie pił”).]
Wstyd będzie szczególnie przygniatał z powodu popełnionych w przeszłości grzechów. [Na samym dnie znajduje się wąż, który podpowiada: "Cała twoja historia, od momentu, w którym rodzice cię poczęli - to jedna wielka pomyłka". Jadem tego węża są pokusy przeciw własnemu życiu, a więc myśl samobójcze.]
Pamięć zawładnięta choćby w minimalnym stopniu przez złego ducha będzie w nieskończoność podsuwać te upokarzające wspomnienia.

Maryja obecna przy wstydzącym się siebie człowieku dodaje mu odwagi ... uśmiechem. Jest to uśmiech matki, która nigdy nie wstydzi się swojego dziecka. Ona wie, że wstyd blokuje dalszą drogę, dlatego zależy Jej, aby przyjmując Jej uśmiech, powoli żegnać się ze wstydem.
Uśmiech Maryi uzdrowił kilku świętych, m.in. św. Teresę od Dzieciątka Jezus, od przykrego zaburzenia psychicznego. Uśmiech Maryi towarzyszył odnowie życia wielu ludzi, wspomina o nim także św. Faustyna w Dzienniczku.
Przy otwieraniu serca i początkach przyjmowania swojego ciała dobrze jest to sobie nieustannie przypominać: Maryja jest ze mną i się do mnie uśmiecha, podobam się Jej - nie dlatego, że jestem taki czy inny; podobam się Jej - bo jestem Jej, należę do Niej [Na jakiej podstawie możemy mówić: "Jestem Jej, należę do Maryi"?
Kościół od wieków interpretuje scenę pod krzyżem w taki sposób, że św. Jan Ewangelista reprezentuje wszystkich uczniów Jezusa. Jezus powiedział' więc wtedy do wszystkich uczniów: "Oto Matka twoja", a do Niej o wszystkich Jego uczniach: "Oto syn Twój" (J 19,24-25).]
Z psychologicznego punktu widzenia ma to ogromne znaczenie - uśmiech matki nad dzieckiem u zarania jego życia jest początkiem jego dobrego obrazu siebie
.
W teologii m.in. H. U. von BaIthasar podkreśla ten uśmiech Maryi, który budził w Jezusie świadomość i miłość. Bez obudzenia do świadomości własnego "ja", Jezus nie byłby pełnym człowiekiem. To dotyczy każdej ludzkiej osoby. Każde ponowne narodzenie do wypełnienia prawdziwej ludzkiej natury jest budzone właśnie uśmiechem matki . Objawiając się wybranym duszom, dodając im otuchy i nadziei - Maryja się uśmiecha. Jest kobietą nadziei i światła.

Jest jeszcze jeden powód paraliżującego wstydu, od którego Maryja chciałaby człowieka uwolnić. Otwierające się zranione ciało wylewa z siebie to, co gromadziło się przez lata, wszystkie uczucia, które towarzyszyły otrzymywanym ranom, a które dotychczas były tłumione. Teraz one wypływają i zalewają wszystko. Wokół zranionego ciała tworzy się jakby otoczka, która będzie bardzo utrudniała jego życie i czyniła je bezradnym. Można to porównać do płynu, który wszystko zalewa, całą osobę, można go nazwać: "bezwartościowy i zły". Jest to jedna z najbardziej krwawiących ran. Po otwarciu wylewa się to wszystko na zewnątrz tak obficie, że nie pozwala obiektywnie widzieć siebie. Maryja wie, że w tym czasie jest bardzo potrzebna, bo zranione ciało postrzega siebie jako całkowicie brzydkie i złe. Nie widzi, naprawdę nie umie dostrzec w sobie nic dobrego i pięknego. Są osoby, którym rzeczywiście w tym czasie bardzo trudno jest dostrzec cokolwiek pięknego w sobie.
Maryja chce wprowadzić powoli Bożą prawdę o zranionym ciele; uświadomić, że, mimo iż kiedyś w taki czy inny sposób zostało odrzucone, nie znaczy to wcale, że jest złe. Maryja szczególnie intensywnie wskazuje tu na życie Jezusa, który był poniewierany i powieszony na drzewie całkiem nagi. Był, więc wystawiony na wielki wstyd i upokorzenie. Chciano Go oszpecić, zgnieść jak niepotrzebny śmieć i wyrzucić. Maryja to wszystko pokazuje, aby w pokoju serca znieść ten okropnie trudny czas, gdy każda tkanka zranionego ciała wydaje się brzydka i brudna. Maryja w Lourdes kazała Bernadetcie odsunąć błoto, aby się napić ze źródła. Niektórzy widzą w tym błocie obraz ludzkiej natury, która nie jest całą prawdą o człowieku. Trzeba ją niejako odsunąć, aby pod spodem ujrzeć źródło. Na to jest jednak na razie za wcześnie. Zranione i odkryte ciało dopiero odkrywa te zwały brudu. Ten czas można porównać do odmrożenia błota, które kiedyś wydawało się suchym i bezpiecznym podłożem, a teraz straszy i budzi obrzydzenie.

Wiele zranionych ciał czuje się brzydkimi zewnętrznie.
Szczególnie dotyczy to twarzy. W głębi wydaje się im, że ich twarz jest brzydka. Maryja przypomina, że jest to twarz Boga, twarz, która odbija Boga na ziemi; choć została zbita i posiniaczona, nie odebrało jej to Bożego piękna, które zostało dane na początku. Można to porównać do sytuacji pięknej kobiety, której przydarzył się wypadek i jej twarz została bardzo oszpecona. Kobieta zamyka się wówczas w sobie i nie chce nikogo widzieć. Gdy ukochany i kochający mąż zbliża dłoń do jej twarzy, aby czule ją pogłaskać, kobieta ze złością odrzuca tę rękę. Maryja prosi o pozwolenie na te dotknięcia miłości Ojca.

Maryja zachęca do częstego wpatrywania się w zbitą twarz Jezusa, aby prosząc Ducha Świętego, (bo tylko w Nim to jest możliwe), dostrzec w niej to samo Boże piękno, które ma każde zranione ciało; sińce, razy i oplucia nie zdołały mu nic odebrać. Czując na sobie miłosierne spojrzenie Jezusa (Ewangelie wspominają o pełnym miłości spojrzeniu Jezusa) i pamiętając o uśmiechu Maryi, zbita i smutna twarz zranionego ciała będzie powoli nabierała piękna i blasku. Nie będzie to już piękno kosmetyków ani uroda czysto naturalna. Od tej chwili na twarzy zranionego ciała będzie się pojawiało coś, co jest nieopisywalne, coś, co miała na twarzy Matka Teresa i wielu świętych - piękne bruzdy, piękne zmęczenie, piękny smutek. Ale także nareszcie (!) piękny uśmiech przywracający nadzieję wszystkim naokoło. Trzeba do tego jednak trochę czasu. Potem dojdzie jeszcze świadomość, że to sam Bóg dał zranionemu ciału właśnie taką twarz, takie ręce, taki wygląd, aby poprzez to wszystko promieniować na innych Bożym światłem. Uśmiech, głos i ręce będą stawały się narzędziem w rękach Miłości. Piękny, uzdrawiający uśmiech niektórych znanych nam osób to prezent od Maryi.

To dotyczy także zbitej i oplutej twarzy Kościoła - Ciała Jezusa. Jest piękny, coraz piękniejszy, o ile wpatruje się w zbitą twarz Mistrza i przyzywa Ducha Świętego. Maryja czuwa, aby proces ten posuwał się naprzód, aby każda zbita twarz mogła odzyskać swoją godność i piękno. W tym leży tajemnica miłości lub nie-miłości do Kościoła. Nikt nie wymaga, aby kochać jego bastiony, ponieważ one upadną. Maryja prosi, aby pod tymi bastionami odszukać i opatrzyć rany i oplutą twarz Kościoła, bo to jest twarz Jej Dziecka. H. U. von Balthasar swoje programowe dzieło zatytułował Burzenie bastionów. Pisze tam m.in., że Kościół powinien być podobny do Maryi przez "współodczuwanie ze światem". Jest to pierwszy etap tego, by Kościół, "zamknięty ogród", Oblubienica zasłonięta welonem z tysiąca monasterów i klasztorów, stał się "ciepłym, przekrwionym ciałem, ciałem nieznanego brata, który mieszka, śpi, pracuje, cierpi i umiera w sąsiednim pomieszczeniu". Ten znakomity "teolog klęczący" wspomina tam również, że wszelkie pozbywanie się skorup i masek może tylko uczynić Kościół bardziej sobą, bo w takim nieustannym ogołoceniu serca wciąż funkcjonuje Maryja, ideał Kościoła.

Maryja, zatem jest przy zranionym ciele, aby pobłogosławić wszystkie nowe odkrycia, których ono dokona w sobie, a które być może obudzą w nim na początku strach i wstręt do siebie. Na twarzy zranionego ciała Maryja chciałaby umieścić swój uzdrawiający uśmiech, aby można było nim uzdrawiać innych. Maryja daje tu swoje dobre oczy (czy raczej spojrzenie), aby inni czuli na sobie macierzyński dobry wzrok. Ten, który otrzymał od Maryi Jej uśmiech, otrzymał dar, którym może bardzo głęboko dotknąć duszy napotkanych ludzi. Uśmiech "naturalnie ładny" dotyka tylko zmysłów, zmysłowości, ale nie duszy, to samo dotyczy piękna całego ludzkiego ciała. Czasem jest ono tylko zmysłowe, tzn. działa na zmysły, a chodzi o to, by dotykało i uzdrawiało dusze. Piękno Jezusa i Maryi uzdrawia dusze. (cdn)
Ks. Adam Rybicki "Uzdrowienie przez Maryję", Kraków, wyd. "M", 2004, s. 54-59.

ciąg dalszy - kliknij tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz