poniedziałek, 12 grudnia 2011

"W naszej rodzinie miłość wiodła prym..." (7)

Niebo

Raz na Wigilię pani Stanisława dostała paczkę z chlebem od rodziców. Pokroiła go i na kawałku tektury częstowała nim kobiety w baraku. To był opłatek, zakazany. Nagle w baraku zapanowała cisza, ręce i oczy znieruchomiały. Przyszedł Mengele.
"Matka szukała jego wzroku, on spuścił oczy i powiedział, że przez mały moment wydawało mu się, że jest człowiekiem" mówi pan Bronisław. "I komu to mówił, więźniowi, Polce. Odszedł, nie było prześladowań. Ludzie widzieli, że ona miała nad nim przewagę".

Stanisława śpiewała współwięźniarkom, pan Bronisław cytuje słowa mamy: "Po prostu śpiewałam, gdy już nic nie mogłam zrobić, by im pomóc". Wojna to nienawiść, przemoc, zbrodnia. Pan Bronisław powtarza, że na świecie wypróbowuje się broń masowej zagłady w oparciu o intelekt, o doświadczenie, ale bez szacunku dla ludzkiego istnienia. A szacunek jest przecież formą miłości. Rozum oddzielony od miłości prowadzi do zbrodni.

"Bóg stworzył świat z miłości" - wyjaśnia pan Bronisław. "Zamknął treść miłości w życiu, które jest jej przejawem. Piękno jest cechą miłości. Norwid powiedział, że jest kształtem miłości. Ja wolę powiedzieć, że piękno jest obliczem miłości, bo w twarzy ujawnia się oddziaływanie psychiczne człowieka.
Miłość jest irracjonalna, rośnie w miarę daru i intelekt nie jest w stanie tego zrozumieć. Dla mnie mądrość to ukierunkowanie rozumu przez miłość. Wszyscy, a szczególnie filozofowie, starają się zdefiniować miłość. Każdy to sobie jakoś interpretuje, czasem wykoślawia, a przecież miłość jest sensem, treścią życia, istnienia.
To najgłębsza cecha Boga. Miłość jest obecnością Boga w człowieku, a my się często do tego tak mało przyznajemy.
Piękno np. objawia się w kwiatach, one są kształtem miłości w pięknie. To uczy pokoju, szacunku do istnienia, trudno zdeptać różę. Piękno daje szczęście i uczy miłości.
Patrząc na świat, na piękne dziewczyny, na piękne owoce, kwiaty, budynki, słuchając wiatru, czuję się dobrze.

Jako lekarz nie wierzę w śmierć. Wierzę, że jej siła przestanie kiedyś istnieć. Jak rozpoczynałem pracę, to myślałem, że w szpitalu nie pozwolę, by ktoś umarł. Raz, jeden pacjent "śmiał" umierać. Reanimowałem go. Następnego dnia pielęgniarka powiedziała, że osoba, którą przywróciłem do życia, prosi o wizytę. Poszedłem z uśmiechem, oczekiwałem wdzięczności. A ten mężczyzna popatrzył na mnie smutno i rzekł: "Co pan zrobił?". Nie umiał tego przekazać, ale doszedłem do wniosku, że doświadczył czegoś pięknego, a ja z powrotem ściągnąłem go na to śmietnisko ziemi. Obecnie nie pracuję i źle się czuję, bo nie obserwuję na bieżąco, co się dzieje w medycynie.

Mama nie bała się śmierci. Ja parę razy miałem poważne wypadki samochodowe, strzelali do mnie, nie trafili - byłem wtedy szczuplejszy. Nie przeżywałem tego dramatycznie. Jeżeli mówimy o mamie, to należy zaznaczyć, że w naszej rodzinie miłość wiodła prym. Objawiało się to m.in. w pięknie odnoszenia się do siebie. Jak byliśmy w domu, to cały świat był daleko. W domu panował inny nastrój, była piosenka, śpiew, dowcip, pocałunek, patrzenie w oczy, kwiaty.
Małe niebo". (cdn)

"Stanisława Leszczyńska"
Krystyna Zambrzycka (Oświęcim – Numer P.64.160)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz