sobota, 10 grudnia 2011

"Mama odpowiedziała, że nie wolno zabijać dzieci" (5)

Narodziny wśród śmierci

Warunki, jakie panowały w obozie dalekie były od sterylności. Brakowało wody, brud, robactwo, wszy, szczury i sąsiedztwo ciężko chorych na czerwonkę, dur brzuszny i plamisty, tyfus, złośliwą pęcherzycę. Na 1200 chorych dziennie przypadało kilka aspiryn.
"W Japonii napisano, że raport mamy jest jednym z najcenniejszych dokumentów dotyczących drugiej wojny" dodaje pan Henryk.
"Gdy go opublikowano, nikt się tym nie zajmował. Dopiero po śmierci mamy pytano, czy mogło być tam tyle porodów?"

Pani Stanisława pisała: "Porody odbywały się na zbudowanym z cegieł piecu w kształcie kanału (...). Dzieci nie otrzymywały żadnych przydziałów żywnościowych ani nawet kropli mleka. Marły powolną śmiercią głodową. Towarzyszyła im wielka miłość i bezsilność matek (...) Spodziewająca się rozwiązania kobieta zmuszona była odmawiać sobie przez czas dłuższy przydzielonej racji chleba, za który mogłaby - jak to powszechnie mówiono - zorganizować sobie prześcieradło. Prześcieradło darła na strzępy, przygotowując pieluszki i koszulki dla dziecka, żadnej bowiem wyprawki dzieci nie otrzymywały".

Nie wolno zabijać dzieci

Pani Stanisława w proszku do zębów wniosła do obozu dokument upoważniający ją do wykonywania zawodu. Gdy dowiedziała się, że Niemka Klara, położna, zachorowała, zaszła drogę Mengelemu.
"Mama przez dwa lata była w szkole w Rio de Janeiro" kontynuuje pan Bronisław. "Niemieckim władała dobrze. Zastąpiła mu drogę, pokazała dokumenty i wyjaśniła, o co chodzi".
Niemka Pfani poinformowała panią Stanisławę, że jest rozkaz, aby każdego noworodka traktować jak martwego. Polka nie posłuchała. Pobito ją, nadal nie słuchała.

"Mama była małego wzrostu" wspomina pan Bronisław. "Jak się zastanawiała, to spuszczała oczy. Mengele podszedł do niej i zaczął mówić, że Oświęcim to nie pensjonat. Zagroził, że jak ujrzy pieluszkę, to ukarze śmiercią. Mama odpowiedziała, że nie wolno zabijać dzieci, że on to wie, bo jest lekarzem, składał przysięgę. Argumentowała, jak umiała. Pytałem mamy, jak on wtedy wyglądał. Powiedziała, że widziała tylko taniec cholew, że doskakiwał do niej, ale w pewnym momencie odszedł, odwrócił głowę i krzyczał: "Rozkaz to rozkaz!", że nie tylko on jest winien. Wtedy w Niemczech dużo pisano o bohaterstwie, a on nagle zobaczył, że więzień się nie boi i potrafi bronić innych, a w pewnym sensie także i jego". (cdn)

Krystyna Zambrzycka (Oświęcim – Numer P.64.160)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz