wtorek, 13 grudnia 2011

"Nigdy nie widziałem jej bezradnej. " (8)

Bez lęku

Synowie, a także autorzy listów mówią, że pani Leszczyńska kochała ludzi, że była pełna serdeczności, uśmiechu.
"Cieszyła się drugim człowiekiem" wspomina pan Bronisław. "Gdy szła ulicą, umiała z każdym rozmawiać. Jak szła do pracy, zostawałem sam i bałem się. Ale jak mama mnie wykąpała, ubrała w czystą koszulkę, to mimo tego że odchodziła, czułem się bezpieczny".

"Przy niej człowiek był spokojny, nie czuł lęku" uzupełnia pan Henryk. "W czasie okupacji myślałem, że przy mamie bym się nie bał. To samo mówiły oświęcimianki, jej pacjentki. Mówiły też, że była aniołem. W niej była ogromna siła moralna. Była delikatna i mocna zarazem. Nigdy nie widziałem jej bezradnej. A co ona mogła mieć w Oświęcimiu: znalezione nożyczki, brud, szczury, czerwonkę, tyfus? Mama oddawała swój chleb i lekarstwa chorym. Prostymi słowami potrafiła dotrzeć do człowieka. Po jej śmierci jedna kobieta opowiedziała mi, że mama przez dwie noce i dwa dni pomagała jej rodzić. Ta kobieta wspominała, jak mama plotła jej warkocze, jak jej pomagała w bólu".

"Pewnego razu obudziłem się" - dodaje pan Bronisław - "Patrzę - śliczne niebo, słońce, obok mnie zboże. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Poszedłem na pagórek, zobaczyłem Pilicę. I wtedy uświadomiłem sobie, że jestem poza domem, że rodzina w obozach, a przez chwilę myślałem, że są wakacje, że zobaczę mamę czekającą na mnie. To była najszczęśliwsza chwila w czasie wojny, bo zapomniałem na moment o całej tragedii.
Pierwszy dzień wojny? To imieniny moje i ojca. Byliśmy w Rosanowie. Nie wiedziałem, jak ojca przywitać. Pomyślałem, że na białej ścianie narysuję jego portret. Nie miałem fotografii, a bałem się, że z pamięci mi nie wyjdzie. Mówiono, że jestem do ojca podobny. Postanowiłem więc, że najpierw narysuję siebie, a potem przerobię na ojca. Brata Stanisława poprosiłem, by zapalił ognisko i przyniósł trochę węgla. Rysowałem, ale wychodziła mi smutna twarz. I co nie poprawiałem, to ujawniał się coraz większy smutek. Liśćmi kasztanowca przyozdobiłem portret. Gdy przyjechał ojciec, powiedział, że mamy wojnę. Nieraz mi się to przypomina, jak patrzę na liście kasztana. To był wstęp do wojny.
Potem z bratem pracowaliśmy w szpitalu wojennym, Henryk pracował z ojcem - jako ochotnicy gasili pożary. W miejscu gdzie mieszkaliśmy, na Bałutach, w najstarszej dzielnicy Łodzi, powstało getto. Stałem na czele organizacji narodowo-chrześcijańskiej, miałem pod opieką Łódź północną.

We Lwowie byłem kierownikiem dwóch podziemnych drukarni. Wydawaliśmy Słowo Polskie i inne rzeczy. Znowu aresztowanie. W 1939 we Lwowie byłem prezesem Bratniej Pomocy, zaliczano mnie więc do personelu uczelni. Jak NKWD przyszło, to wzięło wszystkie dane, ostrzeżono mnie, musiałem uciekać. I tak tu NKWD, tam gestapo. Unikałem więc wojska. Gdy przyjechałem do Łodzi, była już u mnie policja. W Poznaniu skończyłem studia, ale się nie meldowałem. W Gdańsku to samo, dopiero po amnestii się meldowałem. UB mnie wzywało. Jak przychodził list, to się bałem, że to wezwanie i tak w kółko. Dopiero po 1990 roku, po przewrocie, mogłem być spokojniejszy". (cdn)

"Stanisława Leszczyńska"
Krystyna Zambrzycka (Oświęcim – Numer P.64.160)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz