poniedziałek, 30 stycznia 2012

"...czy wystarczy twej modlitwy za grzechy?" - "Opowieści pielgrzyma"(16)

Wtem zza grubego drzewa wychodzi chłop. Chudy, blady, w średnim wieku. I pyta mnie, jak tu trafiłem, a ja odpowiadam innym pytaniem: dlaczego tu siedzi?

Zaczęliśmy życzliwą rozmowę. Człowiek ów zaprosił mnie do swej ziemianki, opowiedział, że jest leśniczym i pilnuje tego lasu sprzedanego pod wyrąb.
Poczęstował mnie chlebem i solą i wywiązała się między nami rozmowa. Zazdroszczę ci - powiedziałem - że tak wygodnie możesz żyć z dala od ludzi, nie tak jak ja, tułam się z miejsca na miejsce, obracam się wśród ludzi wszelkiego rodzaju.

Jeśli masz chęć - powiada - to proszę, żyj sobie tu i ty. Tu niedaleko jest stara ziemianka poprzedniego strażnika i choć trochę się obsunęła, to latem można w niej jeszcze mieszkać. Papiery masz, chleba nam wystarczy, każdego tygodnia przynoszą mi z naszej wsi. Jest też strumyk, który nigdy nie wysycha. Ja sam, bracie, żyję już tak dziesięć lat, tylko o chlebie i wodzie, nigdy niczego więcej niejem. Rzecz tylko w tym, że jesienią, gdy chłopi skończą prace w polu, zjedzie ich tu ze dwustu i las wyrąbią. Wtedy nic tu po mnie, a i tobie żyć tu nie dadzą.

Wysłuchawszy tego wszystkiego, tak się ucieszyłem, że padłbym mu do nóg. Wprost nie wiedziałem, jak mam Bogu dziękować za miłość, jaką mi okazał Nad czym bolałem, czego pragnąłem - wszystko to teraz nieoczekiwanie otrzymuję. Do późnej jesieni jeszcze ponad cztery miesiące i przez cały czas mogę korzystać z ciszy i spokoju, by uważnie czytać Dobrotolubije dla poznania i osiągnięcia nieustannej modlitwy serca. W ten oto sposób, pełen radości, zamieszkałem zatem we wskazanej mi ziemiance. Z tym pełnym prostoty bratem, który mnie przygarnął, rozmawialiśmy coraz więcej, zaczął mi opowiadać całe swe życie i swoje myśli.

- W mojej wsi - opowiadał - nie byłem ostatnim człowiekiem. W swoim fachu byłem mistrzem, bawełniane materiały farbowałem na czerwono, a samodziały na niebiesko i tak żyłem sobie zadowolony, choć nie bez grzechu: oszukiwałem, jak się dało w handlu, bez potrzeby przysięgałem na Boga, kląłem ciężkimi wyrazami, piłem i rozbijałem się. W naszej wiosce mieszkał stary diak, który miał starą, stareńką książeczkę o Sądzie Ostatecznym. Zdarzało się, zajdzie do prawosławnych i czyta, dają mu za to pieniądze. Zachodził i do mnie. Bywało: dasz mu dziesięć kopiejek, a on czyta aż do pierwszego piania koguta. Często słuchałem go pracując, a on czytał, jakie to w piekle będą męki, jak przemienią się żywi, a zmartwychwstaną umarli, jak to Bóg zstąpi na Sąd, aniołowie zadmą w trąby, jaki ogień i smoła będą przygotowane, i jak robak toczyć będzie ciała grzeszników. Kiedyś, słuchając tego, wystraszyłem się i pomyślałem: już mnie te męki nie miną! Stój, bierz się za ratowanie duszy, módl się, może ci Bóg daruje twoje grzechy.

Zacząłem się zastanawiać, w końcu zostawiłem swoje rzemiosło, chatę sprzedałem, a że byłem sam, poszedłem do leśnej straży, byleby tylko od ludzi dostać chleb, odzienie i woskowe świece do modlitwy.
Żyję już tak z górą dziesięć lat, jem tylko raz na dzień, a i to sam chleb i wodę. Każdej nocy wstaję o pierwszym pianiu koguta i do świtu modlę się, bijąc pokłony aż do ziemi, a przed świętymi obrazami zapalam po siedem świec. Za to w dzień, gdy obchodzę las, noszę dla umartwienia na gołym ciele dwupudowe[17] łańcuchy. Nie przeklinam, wina i piwa nie piję, z nikim się nie biję, z
kobietami i dziewczynami nie zadawałem się, jak długo żyję.

Na początku takie życie podobało mi się, ale teraz, pod koniec, napadają mnie myśli, od których nie mogę się opędzić. Przecież jeden tylko Bóg wie, czy wystarczy twej modlitwy za grzechy, a życie masz trudne. A czy to prawdę w tej książeczce napisali? Jakże to, umarły zmartwychwstanie? Jakiś tam umarły sto czy więcej lat temu, toć przecież i proch z niego nie został. A piekło będzie, czy nie, któż to wie? Przecież nikt z tamtego świata do nas nie zachodził, wygląda na to, że jak człowiek umrze i zgnije, to i ginie bez śladu. Może tę książeczkę napisali popi, ci najgłówniejsi, żeby nas głupków nastraszyć, żebyśmy skromniej żyli. Choć przecież i tak żyjesz na tej ziemi w trudzie i nic cię nie cieszy, i na tamtym świecie też nic nie będzie. I na co to wszystko? Nie lepiej to chociaż na ziemi pożyć sobie wesoło, bez znoju? Takie to myśli mnie nachodzą - ciągnął - i boję się, czy nie przyjdzie mi wrócić do starego fachu! (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz