poniedziałek, 23 stycznia 2012

"Jakże mi pomoże twoja Ewangelia?" - "Opowieści pielgrzyma"(12)

Zrównawszy się z nimi ujrzałem dwóch ludzi, którzy mnie ograbili, a ponieważ szli oni z brzegu, upadłem im do nóg prosząc usilnie, by powiedzieli, gdzie są moje książki. Najpierw nie zwracali na mnie uwagi, ale potem jeden z nich zaczął
- Dasz coś, to powiemy, gdzie te twoje książki. Daj rubelka.
- Przysiągłem na Boga, że dam, na pewno dam, choćbym miał w imię Chrystusa wyprosić u ludzi. Macie, jeśli chcecie, bierzcie w zastaw moje papiery.
Powiedzieli, że moje książki wiezie tabor wraz z innymi skradzionymi rzeczami, znalezionymi u nich podczas rewizji.
- Jakże je odzyskam?
- Proś kapitana, który nas prowadzi.

Rzuciłem się ku kapitanowi, wszystko mu wyjaśniłem, i to szczegółowo. A on, ot tak sobie, pyta:
- Czyżbyś ty umiał czytać Biblię?
Nie tylko umiem wszystko przeczytać - odpowiedziałem - ale nawet i pisać: w Biblii jest napisane, że jest ona moją własnością, a przecież i w papierach moich podane jest to samo imię i nazwisko. Kapitan zaczął:
- Te rzezimieszki, to zbiegli żołnierze, mieszkali w ziemiance i łupili wielu. Wczoraj złapał ich sprytny woźnica, któremu chcieli odebrać trojkę. Niech będzie, oddam ci twoje książki, jeśli tu są, ale chodź z nami na nocleg, tu, niedaleko, cztery wiorsty, przecież nie zatrzymam etapu i taboru z twojego powodu.

Rozmawiając z kapitanem z radością szedłem obok jego wierzchowca. Zobaczyłem, że kapitan to człowiek dobry i prawy, już niemłody. Pytał mnie, kim jestem, skąd i dokąd idę, a ja opowiadałem mu najszczerszą prawdę. Tak dotarliśmy do chaty, służącej za miejsce noclegu etapu. Kapitan, odnalazłszy moje książki, oddał mi je i powiada:
- Dokądże teraz pójdziesz nocą, śpij u mnie w przedpokoju.
Zostałem.

Odzyskawszy książki tak się ucieszyłem, że nie wiedziałem, jak mam dziękować Bogu. Przycisnąłem je do piersi i trzymałem, aż mi zdrętwiały ręce. Z moich oczu płynęły łzy radości, a serce słodko biło w zachwycie!
Kapitan, patrząc na mnie, zapytał:
- Widać pokochałeś czytanie Biblii.
Z radości nic nie mogłem na to odpowiedzieć, wciąż płakałem. Ciągnął:
- Ja też, bracie, pilnie czytam każdego dnia Ewangelię. - Mówiąc to rozpiął mundur i wyjął maleńkie, kijowskie wydanie Ewangelii, całe w srebrze.

- Siadaj, opowiem ci, co mnie do tego skłoniło. No, ale dajcie nam wreszcie kolację.
Siedliśmy przy stole i kapitan zaczął opowiadać:
- Od młodych lat służyłem, ale nie w garnizonie, a w armii czynnej. Znałem swoje obowiązki i jako sumienny chorąży lubiany byłem przez dowództwo, ale moje lata były tak młode jak moi przyjaciele i na nieszczęście nauczyłem się pić, i to tak, że w końcu stałem się nałogowcem: gdy nie piję, jestem sumiennym oficerem, ale jak zahulam, to i sześć tygodni nie wstaję z barłogu. Długo to znosili, ale w końcu, za grubiańskie zachowanie wobec szefa, co mi się po pijanemu zdarzyło, zdegradowali mnie do zwykłego żołnierza na trzy lata, z jednoczesnym przeniesieniem do garnizonu. Jeślibym się zaś nie poprawił i nie przestał pić, to grozili najsurowszą karą. W tym nieszczęsnym stanie jakże się starałem powstrzymać, jak się nie leczyłem, ale w żaden sposób nie mogłem rzucić mojego nałogu i dlatego chcieli mnie nawet przenieść do rot aresztanckich. Usłyszawszy to, nie wiedziałem, co ze sobą uczynić.

Siedziałem kiedyś zamyślony w koszarach, gdy nagle przyszedł do nas jakiś mnich z księgą do zapisywania datków na cerkiew. Każdy dał, co mógł, a on podszedł do mnie i pyta:
- Czemuś taki smutny?
Zacząwszy z nim rozmowę, opowiedziałem mu o moim nieszczęściu. Mnich, współczując mi, zaczął:
- Dokładnie to samo zdarzyło się memu rodzonemu bratu i oto, co mu pomogło: jego ojciec duchowny dał mu Ewangelię i stanowczo nakazał, by bez chwili zwłoki, gdy tylko zachce mu się wina, czytał rozdział Ewangelii, a jeśliby mu się zachciało znowu, to i rozdział następny.
Brat mój zaczął tak postępować i w niedługim czasie przestało go ciągnąć do picia; już piętnaście lat nie miał w ustach kropli alkoholu. Postępujże i ty w ten sposób, a będzie z tego pożytek. Mam Ewangelię, owszem, przyniosę ci.
Wysłuchałem go i mówię:
- Jakże mi pomoże twoja Ewangelia, gdy żadne moje wysiłki ani leki nie mogły mnie powstrzymać?
Powiedziałem to, ot tak, bo nigdy Ewangelii nie czytywałem.
- Nie mów tak - zaprzeczył mnich - zapewniam cię, że będzie z tego pożytek.
Opowieści Pielgrzyma Część I

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz