środa, 8 lutego 2012

"...Bóg tak obdarzył mnie niegodnego swą miłością" - "Opowieści pielgrzyma"(20)

Po pięciu miesiącach tych samotnych modlitewnych ćwiczeń i wspomnianych słodyczy tak przywykłem do modlitwy serca, że trwałem na niej nieustannie, aż wreszcie poczułem, że modlitwa już sama, bez żadnego z mej strony pobudzania, dokonuje się i dźwięczy w mym umyśle i sercu, nie tylko gdy czuwam, ale i we śnie nic jej nie przerywa, nawet na najmniejszą chwilkę, cokolwiek bym czynił Dusza moja błogosławiła Pana, a serce rozpływało się w nieustannej radości.

Nadszedł czas wyrębu lasu, zaczęli się schodzić ludzie i przyszło mi zostawić moje ciche schronienie. Podziękowałem leśnikowi, pomodliłem się, ucałowałem ten kawałek ziemi, na którym Bóg tak obdarzył mnie niegodnego swą miłością, zarzuciłem torbę z książkami i powędrowałem dalej. Jakoś długo tułałem się po różnych miejscach, nim dobrnąłem do Irkucka. Moją pociechą i radością w czasie całej tej drogi, podczas wszystkich spotkań była spontaniczna modlitwa serca.
Nigdy nie przestawała mnie radować, choć w różnym stopniu, cokolwiek czyniłem, gdziekolwiek się znajdowałem, niczemu nie przeszkadzała, nic jej nie mogło powstrzymać. Przeciwnie, gdy coś robię, a w sercu moim trwa spontaniczna modlitwa, to i wszystko lepiej mi idzie, gdy słucham czegoś uważnie albo czytam, a modlitwa wciąż nie ustaje, w tym samym czasie odczuwam i jedno, i drugie, tak jakbym się rozdwoił albo jakbym w jednym ciele miał dwie dusze. Mój Boże! Jak pełen tajemnic jest człowiek!...

"Jak liczne są dzieła Twoje, Panie! Ty wszystko mądrze uczyniłeś..." (Ps 104,24)

Wiele też napotkałem na mej drodze cudownych przypadków i wydarzeń. Chciałbym je wszystkie opowiedzieć - dzień za krótki. Choćby na przykład ten: kiedyś pod wieczór zimą idę sam przez las, nocować w jakiejś wiosce. Już ją widziałem, były do niej jakieś dwie wiorsty. Znienacka napada na mnie, rzuca się, wielki wilk. Miałem akurat w ręku wełniany różaniec[19] starca (zawsze nosiłem go ze sobą). Zamachnąłem się na wilka i cóż się stało? Różaniec wyrwał mi się z ręki, zaczepił o szyję wilka, a ten odskoczył ode mnie przez jakiś kolczasty krzak, tylnymi łapami się w nim zaplątał, a różańcem zaczepił o sęk suchego drzewa i zaczął się szarpać. Nie miał się jednak jak wyrwać, bo różaniec zacisnął mu się na szyi. Uczyniłem z wiarą znak krzyża i podszedłem, by go uwolnić, a jeszcze bardziej z obawy, że gdy on zerwie różaniec i ucieknie z nim, to przepadnie ten
mój drogocenny przedmiot. Ledwie zdążyłem podejść i chwycić różaniec, gdy rzeczywiście wilk zerwał się i przepadł bez śladu. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz