niedziela, 26 czerwca 2011

Część 1; 1. "Myślę, że kocham; myślę, że się modlę"

Część 1
Ciało odcięte i opancerzone

Pierwsza część będzie próbą naszkicowania rysów zranionego ciała, które jest odcięte od głowy, opancerzone, zanegowane, stwardniałe. Wielu chrześcijan żyje w takim ciele, nawet nie wiedząc o tym. Z powodu pewnych przeżyć i braków, także okoliczności zewnętrznych dochodzi czasem do zamrożenia ciała. Cześć pierwsza zatem to pewien szkic zranionego i opancerzonego ciała. Jest to portret smutny, mroczny. Jednak nie jest w sprzeczności z obecnością i miłością Boga.

Proponuję czytać kolejny fragment powoli i, może, nie jeden raz. Prawie każde zdanie autora jest swoistym wnioskiem, podsumowaniem gruntownie przebadanych, przemodlonych historii życia zranionych dzieci Bożych. Zdania pojedynczo wzięte, mogą sprawiać wrażenie "za mocnych", ale nie da się oprzeć wrażeniu, że serce autora ogarnia każdego miłością Jezusową. Tak brzmi prawda o niejednym z nas, takimi widzi nas Maryja. Takimi się opiekuje. Dla nas - takich, dla naszego przeobrażenia, Jezus nas Jej oddał:"Oto Matka twoja"...

Oto niektóre rysy tego portretu:

1. "Myślę, że kocham; myślę, że się modlę"
Zranione ciało, gdy zostaje opancerzone i zamknięte, oddaje cale swoje życie myślom.
Jest więc tak, że człowiek bardziej myśli, że kocha, niż naprawdę kocha; bardziej myśli, że się modli, niż naprawdę się modli; bardziej myśli, że doświadcza wzruszeń, niż ich naprawdę doświadcza. Nie wie, dlaczego zdarza mu się w życiu to czy tamto, ponieważ nie jest świadomy prawdziwych motywów i sił, które nim rządzą.

To jest dar, który go dopiero czeka - kochać, a nie myśleć, że się kocha. Modlitwa, a nie myślenie o Bogu. Prawdziwa pasja w tańcu, a nie chodzenie na pokazy flamenco. Ale też cierpienie, które przeniknie jego trzewia, jelita i kręgosłup, jego serce i biodra. To wszystko go czeka.

Zranione i zamknięte ciało nie potrzebuje więc człowieka - o ile nie może on nic nowego wnieść do jego myśli. Nie potrzebuje Maryi ("mam kłopot z tą maryjnością"), bo Ona w swojej prostocie i ubóstwie nie może nic wprowadzić do bogactwa myśli opancerzonego ciała, nie nadaje się do takiego "ułożonego życia", gdzie wszystko ma swoją precyzyjną definicję.

Zranione i opancerzone ciało Kościoła robi to samo. Pojawiający się intelektualizm i "dyskusjonizm" tak naprawdę nie potrzebuje Maryi i Jej nie rozumie. Intelektualny i uporządkowany Kościół staje się więc domem dziecka, tzn. domem dla sierot, które znalazły się tu tylko dlatego, ze nikt ich nie chciał, gdzie niczego nie brakuje, a dzieci myślą, ze wszystko jest dobrze.

Oddzielną sprawą jest to, że zranione i utwardzone ciało na modlitwie twardnieje jeszcze bardziej. Stara się, aby z dnia na dzień wypaść przed Bogiem coraz lepiej. Jest bardzo aktywne na modlitwie, nie potrafi odpocząć - jak tu odpoczywać, skoro jeszcze tyle jest do zrobienia i pokazania Najwyższemu Dawcy Nagród? Odrzucone ciało szuka doskonałości, najintensywniej szuka jej na modlitwie, bo wtedy doskonałość najbardziej się przydaje - dzięki niej można zasłużyć na łaskawe spojrzenie Boga. Z jednej strony modlitwa jest dla zranionego i zesztywniałego ciała jakimś wysiłkiem, z drugiej strony ten wysiłek przynosi zyski w postaci drobnego samozadowolenia, że jest się "wyżej" - w swoim mniemaniu. W rzeczywistości jest się dalej od ziemi. (cdn)

(Ks. Adam Rybicki "Uzdrowienie przez Maryję" , wyd. "M", Kraków 2004, str. 13-14)

ciąg dalszy - kliknij tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz