niedziela, 3 czerwca 2012

"...nie mogą pragnąć i pożądać prawdy" - "Opowieści pielgrzyma"(27)

A w Dobrotolubiju wszystkie pouczenia dotyczące modlitwy serca wzięte są z Bożego Słowa, ze świętej Biblii, w której ten sam Jezus, który polecił odmawiać Ojcze nasz, nakazał także nieustanną modlitwę serca, mówiąc: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem [...] i całym swoim umysłem" (Mt 22,37); uważajcie, czuwajcie i módlcie się (Mk 13,33); trwajcie we Mnie, a Ja w was (J 15,4). A święci ojcowie przytaczając z Psałterza świadectwo króla Dawida: "Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan" (Ps 34,9), wyjaśniają, że chrześcijanin wszelkimi sposobami winien starać się odkryć słodycz modlitwy, pociechy szukać w modlitwie nieustannie, a nie tylko zwyczajnie, raz dziennie, odmówić Ojcze nasz. Przeczytam panu zaraz, co ci święci mężowie sądzą o tych, którzy nie dbają o osiągnięcie i nauczenie się tej niosącej słodycz modlitwy serca.
Piszą oni, że ludzie tacy grzeszą potrójnie: sprzeciwiają się Pismom natchnionym przez Boga;
nie uwzględniają, że istnieje wyższy i doskonalszy stan duszy, zadowalają się tylko zewnętrznymi dobrymi czynami i nie mogą pragnąć i pożądać prawdy, pozbawiając się w ten sposób błogości i radości Pańskiej; wreszcie po trzecie: oddają się marzeniom, wspominając swoje zewnętrzne dobre uczynki, nierzadko wpadają w zachwyt albo w pychę, i tak idą na zatracenie.

- Czytasz jakieś wzniosłe rzeczy - powiedział zarządca - gdzie nam, ludziom ze świata, o to zabiegać!
- Najprościej będzie, gdy przeczytam panu o tym, jak w codziennym ziemskim życiu dobrzy ludzie uczyli się nieustannej modlitwy.
Odszukałem w Dobrotolubiju to, co powiedział Symeon Nowy Teolog o młodzieńcu Jerzym, i zacząłem czytać. Spodobało się to zarządcy i powiedział do mnie:
- Pożycz mi tę książkę, przeczytam ją sobie w wolnym czasie, poprzeglądam.
- Proszę, na jedną dobę mogę dać, na dłużej nie, bo czytam każdego dnia, bez tego żyć nie mogę.
- To przynajmniej przepisz mi to, co przeczytałeś teraz, zapłacę
ci.
- Zapłata nie jest mi potrzebna, przepiszę z miłością, byle tylko Bóg dał Panu gorliwość w modlitwie. Zadowolony, natychmiast przepisałem przeczytane przeze mnie słowa. On przeczytał je swojej żonie i obojgu się to spodobało.

Zaczęli mnie czasem zapraszać. Chadzałem do nich z Dobrotolubijem, czytałem je, a oni słuchali, pijąc herbatę. Kiedyś zatrzymali mnie na obiad. Żona zarządcy, miła staruszka, siedziała z nami jedząc smażoną rybę i z nieuwagi udławiła się ością. Chcieliśmy jej pomóc, nie udawało się, czuła silny ból gardła i po dwóch
godzinach położyła się do łóżka. Posłali po lekarza, mieszkał stamtąd o trzydzieści wiorst, a ja, okazawszy im współczucie, poszedłem, już wieczorem, do domu.

Pośród lekkiego snu usłyszałem nocą głos mojego starca, ale nikogo nie widziałem. Głos mówił do mnie:
- Ciebie to twój gospodarz wyleczył, a ty co? Nie pomożesz żonie zarządcy? Bóg nakazał współczuć bliźniemu.
- Pomógłbym z radością, ale jak? Nie znam na to żadnego środka.
- Oto, co zrobisz: od dziecka nie znosi ona oliwy z oliwek, tej w najgorszym gatunku, nawet sam jej zapach
powoduje u niej mdłości, dlatego daj jej tego łyżkę, wypije, zwymiotuje, ość się wyrwie, oliwa nasmaruje w gardle tę ranę, co ją ość zrobiła, i kobieta będzie zdrowa.
- Jakże jej dam tej oliwy, gdy czuje do niej wstręt, przecież nie wypije?
- Każ mężowi, by trzymał ją za głowę, i szybko, choćby na siłę, wlej jej w usta.

Ocknąłem się, natychmiast poszedłem do zarządcy, wszystko mu opowiedziałem, a on powiada:
- Co tu teraz po twojej oliwie, gdy żona już tylko rzęzi i bredzi, a szyja cała spuchnięta. Zresztą, niech będzie, spróbujemy: oliwa to lek taki, że ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże. Nalał kieliszek oliwy i jakoś daliśmy jej to wypić. Natychmiast zaczęła silnie wymiotować, ość wyrwała się zaraz z krwią, żonie zarządcy ulżyło i mocno zasnęła.

Rankiem przyszedłem ich odwiedzić, patrzę - siedzą, spokojniutko piją herbatę i oboje dziwią się temu uzdrowieniu, a jeszcze bardziej temu, jak to usłyszałem we śnie, że ona nie znosi takiej oliwy, bo o tym nie wiedział nikt oprócz nich obojga. Wreszcie przyjechał także lekarz, żona zarządcy opowiedziała, co się jej
przydarzyło, a ja o tym, jak chłop wyleczył mi nogi. Lekarz posłuchał i mówi:
- Ani jeden, ani drugi przypadek mnie nie dziwi, w obu działała sama siła natury, ale zapiszę je ku pamięci. Wyjął ołówek i zrobił notatkę w notesie.

Po tych wydarzeniach szybko rozeszły się po okolicy słuchy, że jestem jasnowidzem i lekarzem, i znachorem. Ze wszystkich stron bez przerwy zaczęli do mnie przychodzić ludzie z różnymi sprawami i przypadkami, przynosili mi podarki, zaczęli mnie poważać i dogadzać mi. Patrzyłem na to przez tydzień, przestraszyłem się, że wpadnę w pychę i wskutek rozproszenia jeszcze poniosę szkodę, i potajemnie, nocą, uciekłem stamtąd. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz