środa, 29 lutego 2012

"Co ci po tej samotności?" - "Opowieści pielgrzyma"(23)

A kiedyś wiosną znów, gdy przyszedłem do pewnej wioski, zdarzyło mi się zatrzymać u kapłana. Był to człowiek dobry i samotny, spędziłem u niego trzy dni. Przyjrzał mi się przez ten czas i w końcu rzekł:
- Zostań u mnie, będę ci płacił, potrzebny jest mi człowiek sumienny. Widziałeś, że przy starej, drewnianej cerkwi buduje się nowa, z kamienia. Nie mogę znaleźć pewnego człowieka, który doglądałby robotników i siedział w kaplicy, by zbierać datki na budowę, a widzę, że nadawałbyś się do tego i mógłbyś tu żyć dobrze, wedle twych
upodobań. Siedziałbyś sam w kaplicy i modlił się do Boga, jest tam akurat osobna izdebka dla stróża. Zostań, proszę, dopóki cerkwi nie skończą budować.
Chociaż długo odmawiałem, to w końcu przymuszony prośbą kapłana musiałem się zgodzić.
Tak to zostałem tam na całe lato, aż do jesieni. Zamieszkałem w izdebce przy kaplicy. Najpierw był tu spokój i mogłem bez przeszkód oddawać się modlitwie, choć wielu ludzi przychodziło do kaplicy, zwłaszcza w dni świąteczne. Jedni, żeby się pomodlić, inni - poziewać, a jeszcze inni, by ściągnąć coś z tacy na datki. A ponieważ czasem czytałem czy to Biblię, czy Dobrotolubije, to niektórzy z przychodzących, widząc to, zaczynali ze mną rozmowę, a inni prosili, by im coś
przeczytać.

Po pewnym czasie zauważyłem, że jakaś wiejska dziewczyna często zachodzi do kaplicy i długo się modli. Zacząłem przysłuchiwać się jej mamrotaniu i okazało się, że odmawia ona jakieś dziwne, nawet poprzekręcane modlitwy. Zapytałem: któż cię tego nauczył? Odpowiedziała, że matka, prawosławna chrześcijanka, bo ojciec był odszczepieńcem i nie uznawał popów[20].
Wyraziłem żal z tego powodu i poradziłem jej, by odmawiała modlitwy prawidłowo, jak to nakazuję nasz święty Kościół. Dlatego wyjaśniałem jej Ojcze nasz i Raduj się Bogarodzico
Dziewico[21], a w końcu powiedziałem:
- Jak najczęściej i jak najwięcej oddawaj się Jezusowej modlitwie, ona najpewniej dociera do Boga i dzięki niej zbawisz swoją duszę.
Dziewczyna posłuchała uważnie mej rady i zaczęła w prostocie postępować według niej. I cóż się stało? Po niezbyt długim czasie wyznała, że przywykła do Jezusowej modlitwy, że czuje nieustanną chęć stałego się nią zajmowania, gdyby to tylko było możliwe; gdy się modli, odczuwa przyjemność, a po skończeniu też czuje radość i chęć, by modlić się dalej. Ucieszyłem się tym i
poradziłem jej, by nadal i to jeszcze bardziej zajmowała się modlitwą w imię Jezusa Chrystusa.

Zbliżał się już koniec lata i liczni spośród wstępujących do kaplicy przychodzili do mnie już nie tylko po to, by posłuchać lektury czy rady, ale i z różnymi swymi smutkami, nawet po to, bym pomógł im odnaleźć rzeczy zagubione czy stracone. Pewnie niektórzy uważali mnie za wróża. W końcu i wspomniana już dziewczyna przyszła strapiona po radę, co ma robić. Jej ojciec zamierzał bowiem wydać ją pod przymusem za odszczepieńca, też bezpopowca, a udzielać ślubu miał chłop.

- Czyż to będzie ważne małżeństwo? - wykrzyknęła - toż to zwykły nierząd!
Wolę uciec, gdzie oczy poniosą.
Powiedziałem jej:
- Dokądże ty uciekniesz? Przecież cię znajdą. W dzisiejszych czasach nigdzie się nie ukryjesz, wszędzie cię znajdą. Już lepiej proś goręcej Boga, by Jego Opatrzność zniweczyła zamiary twego ojca i uchroniła twoją duszę od grzechu i herezji. Ten sposób będzie pewniejszy niż ucieczka.

Czas mijał i zrobiło się tam nieznośnie od zgiełku i pokus. W końcu lato też minęło i zdecydowałem się na porzucenie kaplicy i wyruszenie, jak kiedyś, w moją drogę. Przyszedłem więc do kapłana i mówię mu:
- Wiesz, ojcze, czego mi trzeba: ciszy dla oddania się modlitwie, a tu wszystko mnie rozprasza i przynosi mi szkodę. Byłem ci posłuszny, na całe lato zostałem, teraz zwolnij mnie i daj błogosławieństwo na moją samotną wędrówkę.
Kapłan nie miał na to ochoty i zaczął mnie namawiać:
- Co ci tu przeszkadza modlić się? Nie masz nic innego do roboty, tylko siedzieć w kaplicy, a chleb przecież dostajesz. Módl się tam proszę bardzo, choćby dzień i noc, żyj sobie, bracie, z Panem Bogiem! Nadajesz się tu i jesteś pożyteczny, głupstw nie gadasz, pieniądze Bożej cerkwi zbierasz i
oddajesz uczciwie. Bogu podoba się to bardziej niż ta twoja samotna modlitwa. Co ci po tej samotności, lepiej modlić się z ludźmi. Bóg stworzył człowieka nie po to, by myślał tylko o sobie, ale żeby jedni pomagali drugim, by wzajemnie, jak kto może, prowadzili się ku zbawieniu. Popatrzże na świętych i natchnionych nauczycieli: dzień i noc krzątali się i troszczyli o Kościół, a przecież wciąż jeszcze nauczali, a nie siedzieli w samotności, kryjąc się przed ludźmi. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

niedziela, 19 lutego 2012

"...jak ją posiąść, odkryć i poczuć w sercu" - "Opowieści pielgrzyma"(22)

Słysząc to zwróciłem się do nauczyciela, mówiąc - Jeśli ma pan chęć, to pokażę tę książkę, w której jest rzeczywiście znak, a nie jakieś maźnięcie sadzą.
Wyjąłem z torby Dobrotolubije i pokazuję je, mówiąc:
- Dziwię się tej mądrości, jak mogła dusza, która nie posiada przecież ciała, pisać węgielkiem?
Nauczyciel obejrzał znak i powiedział:
- Jest to tajemnica duchów. Wyjaśnię ci ją, posłuchaj. Duchy, gdy pojawiają się w cielesnej postaci żywemu człowiekowi, tworzą sobie ciało z powietrza i świetlistej materii, a kiedy kończy się czas ich pojawienia, oddają to, co wzięły z żywiołów. A ponieważ powietrze jest
sprężyste, ma moc ściskającą i rozprężającą, to dusza, obleczona w nie, może wszystko brać, czynić, pisać.
Ale jaką to masz książkę? Dajże mi, popatrzę!

Otworzył akurat na mowie Symeona Nowego Teologa:
- Och, to pewnie dzieło
teologiczne. Nigdy go nie widziałem...
- Książka ta, ojczulku, prawie cała zawiera pouczenia o wewnętrznej modlitwie serca polegającej na przyzywaniu imienia Jezusa Chrystusa. Wyjaśnione to jest ze wszystkimi szczegółami przez
dwudziestu pięciu świętych ojców.
- Znam modlitwę wewnętrzną - odpowiedział nauczyciel.
Pokłoniłem mu się do nóg i prosiłem, by mi coś o niej powiedział.
- Cóż, w Nowym Testamencie jest napisane, że człowiek i wszelkie stworzenie poddane jest marności nie z własnej woli i całe oczywiście wzdycha, dąży, pragnie wejść do wolności dzieci Bożych (Rz 8,20-21). Owo tajemnicze wzdychanie stworzenia i wrodzone dążenie dusz jest właśnie modlitwą wewnętrzną. Nie trzeba się nam jej uczyć, trwa we wszystkich i we wszystkim!

Ale - zapytałem - jak ją posiąść, odkryć i poczuć w sercu, uświadomić ją sobie i przyjąć swoją wolą,
dojść do tego, by działała w sposób jawny, napełniała słodyczą, oświecała i ratowała?

- Nie pamiętam, by pisano gdzieś o tym w teologicznych traktatach - odpowiedział nauczyciel.
- A tu, tu wszystko jest opisane - wskazałem na książkę.
Nauczyciel wziął ołówek, zanotował nazwę Dobrotolubije i powiedział, że na pewno zamówi tę książkę w Tobolsku i przyjrzy się jej lepiej. Tak rozstaliśmy się.

Powędrowałem dalej, dziękując Bogu za rozmowę z nauczycielem i modląc się za pisarza, by Pan sprawił, że choć raz przeczyta on Dobrotolubije i zrozumie je ku swemu zbawieniu.

Opowieści Pielgrzyma Część I

czwartek, 9 lutego 2012

"A cóż tu świętego?" - "Opowieści pielgrzyma"(21)

Podziękowawszy Bogu i wspomniawszy mego błogosławionego starca szczęśliwie dotarłem do wsi, zaszedłem do zajazdu i wyprosiłem nocleg.

Wszedłem do izby. W bliższym jej kącie siedziało przy stole dwu ludzi, jakiś staruszek, a drugi, taki grubszy, w średnim wieku; nie wyglądali na ludzi prostych. Obaj popijali herbatę. Zapytałem chłopa pilnującego ich koni: co to za jedni? Odpowiedział, że staruszek jest nauczycielem w szkole ludowej, a ten drugi to pisarz w sądzie ziemskim, obaj szlachetnie urodzeni. Wiozę ich na targ, jakieś dwadzieścia wiorst stąd.

Trochę posiedziałem, poprosiłem kobietę o igłę z nitką, podszedłem do świecy i zacząłem zszywać mój porwany różaniec. Pisarz popatrzył i mówi:
- Pewnieś za gorliwie bił pokłony, skoroś różaniec zerwał?
- Nie ja go rozerwałem, a wilk - mówię.
- Hm, czyżby to wilki się modliły - powiedział, śmiejąc się, pisarz.
Opowiedziałem im więc szczegółowo, co się stało, i jak cenny jest dla mnie ten różaniec. Pisarz znowu się zaśmiał i powiada:
- Dla was, świętoszków i obłudników, wszędzie same cuda! A cóż tu świętego? Po prostu rzuciłeś tym w wilka, on się przestraszył i uciekł. Przecież i psy, i wilki boją się, gdy w nie rzucasz. A że się zaczepił w lesie? Nic trudnego. Mało to rzeczy bywa na tym świecie i zaraz wszystkiemu wierzyć, że to cuda?

Nauczyciel, gdy to usłyszał, powiada:
- Nie można tego tak, łaskawy panie, osądzać! Nie zna pan przecież naukowej strony zagadnienia... A ja dostrzegam w opowieści tego wieśniaka tajemnicę natury i zmysłowej, i duchowej.
Jakże to? - zapytał pisarz. - Niech pan posłucha: choć nie ma pan wyższego wykształcenia, to przecież raczył się pan uczyć krótkiej historii świętej Starego i Nowego Testamentu, z tego szkolnego wydania, w pytaniach i odpowiedziach. Pamięta pan, że kiedy pierwszy stworzony człowiek, Adam, był w stanie świętej niewinności, to wtedy wszystkie zwierzęta były mu poddane, podchodziły do niego z lękiem, a on nadawał im imiona. Starzec, do którego należał kiedyś ten różaniec, był człowiekiem świętym, a czymże jest świętość? Niczym innym jak przywróceniem w człowieku grzesznym, poprzez liczne trudy, stanu niewinności pierwszego człowieka. Kiedy uświęca się dusza, to i ciało ulega uświęceniu. A w dłoniach człowieka uświęconego był zawsze ten różaniec. Zatem poprzez dotknięcia tego człowieka, zroszenie jego potem, wszczepiona mu została święta moc, moc stanu niewinności pierwszego człowieka. Oto tajemnica natury duchowej! Zdolność odczuwania tej mocy dziedziczą do dziś wszystkie zwierzęta, wyczuwają ją węchem, bo u zwierząt nos jest najważniejszym narzędziem zmysłów. I tak mamy tajemnicę natury zmysłowej!

Wy, ludzie uczeni - powiedział na to pisarz, podchodząc do szafki - dysponujecie wielkimi mocami, posiadacie mądrość, a my wszystko traktujemy tak, po prostu, zwyczajnie: nalejesz kieliszek wódki, strzelisz sobie jednego, to i siła się znajdzie.
To już pana sprawa - powiedział nauczyciel - a wiedzę naukową proszę pozostawić nam.

Podobało mi się to, co mówił nauczyciel. Podszedłem do niego i powiedziałem:
- Pozwolę sobie, ojczulku, powiedzieć coś jeszcze o moim starcu. I opowiedziałem mu, jak go widziałem we śnie, jak dawał mi wyjaśnienia, jak zaznaczył kartkę Dobrotolubija.
Nauczyciel słuchał tego wszystkiego uważnie, a pisarz leżąc na ławie burczał:
- Prawdę ludzie mówią, że rozum tracą, a jednak Biblię czytają. Tak to jest! Jakiż to leśny diabeł ci po nocach książki znaczył? Sam we śnie zrzuciłeś książkę na podłogę i wymazałeś sadzą... To ci dopiero cud! Oj, ci cwaniacy! Wieluśmy z tej braci w życiu widzieli! Pisarz wymamrotał to,
odwrócił się do ściany i zasnął.

Opowieści Pielgrzyma Część I

środa, 8 lutego 2012

"...Bóg tak obdarzył mnie niegodnego swą miłością" - "Opowieści pielgrzyma"(20)

Po pięciu miesiącach tych samotnych modlitewnych ćwiczeń i wspomnianych słodyczy tak przywykłem do modlitwy serca, że trwałem na niej nieustannie, aż wreszcie poczułem, że modlitwa już sama, bez żadnego z mej strony pobudzania, dokonuje się i dźwięczy w mym umyśle i sercu, nie tylko gdy czuwam, ale i we śnie nic jej nie przerywa, nawet na najmniejszą chwilkę, cokolwiek bym czynił Dusza moja błogosławiła Pana, a serce rozpływało się w nieustannej radości.

Nadszedł czas wyrębu lasu, zaczęli się schodzić ludzie i przyszło mi zostawić moje ciche schronienie. Podziękowałem leśnikowi, pomodliłem się, ucałowałem ten kawałek ziemi, na którym Bóg tak obdarzył mnie niegodnego swą miłością, zarzuciłem torbę z książkami i powędrowałem dalej. Jakoś długo tułałem się po różnych miejscach, nim dobrnąłem do Irkucka. Moją pociechą i radością w czasie całej tej drogi, podczas wszystkich spotkań była spontaniczna modlitwa serca.
Nigdy nie przestawała mnie radować, choć w różnym stopniu, cokolwiek czyniłem, gdziekolwiek się znajdowałem, niczemu nie przeszkadzała, nic jej nie mogło powstrzymać. Przeciwnie, gdy coś robię, a w sercu moim trwa spontaniczna modlitwa, to i wszystko lepiej mi idzie, gdy słucham czegoś uważnie albo czytam, a modlitwa wciąż nie ustaje, w tym samym czasie odczuwam i jedno, i drugie, tak jakbym się rozdwoił albo jakbym w jednym ciele miał dwie dusze. Mój Boże! Jak pełen tajemnic jest człowiek!...

"Jak liczne są dzieła Twoje, Panie! Ty wszystko mądrze uczyniłeś..." (Ps 104,24)

Wiele też napotkałem na mej drodze cudownych przypadków i wydarzeń. Chciałbym je wszystkie opowiedzieć - dzień za krótki. Choćby na przykład ten: kiedyś pod wieczór zimą idę sam przez las, nocować w jakiejś wiosce. Już ją widziałem, były do niej jakieś dwie wiorsty. Znienacka napada na mnie, rzuca się, wielki wilk. Miałem akurat w ręku wełniany różaniec[19] starca (zawsze nosiłem go ze sobą). Zamachnąłem się na wilka i cóż się stało? Różaniec wyrwał mi się z ręki, zaczepił o szyję wilka, a ten odskoczył ode mnie przez jakiś kolczasty krzak, tylnymi łapami się w nim zaplątał, a różańcem zaczepił o sęk suchego drzewa i zaczął się szarpać. Nie miał się jednak jak wyrwać, bo różaniec zacisnął mu się na szyi. Uczyniłem z wiarą znak krzyża i podszedłem, by go uwolnić, a jeszcze bardziej z obawy, że gdy on zerwie różaniec i ucieknie z nim, to przepadnie ten
mój drogocenny przedmiot. Ledwie zdążyłem podejść i chwycić różaniec, gdy rzeczywiście wilk zerwał się i przepadł bez śladu. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

sobota, 4 lutego 2012

"Czułem płomienną miłość do Jezusa Chrystusa" - "Opowieści pielgrzyma"(19)

Zacząłem przede wszystkim od znalezienia owego miejsca serdecznego, według pouczenia Symeona Nowego Teologa. Zamknąwszy oczy oglądałem umysłem, to jest wyobraźnią, moje serce, pragnąc ujrzeć jego położenie po lewej stronie piersi, i uważnie słuchałem jego bicia. Najpierw zajmowałem się tym po pół godziny, kilka razy dziennie. Zrazu niczego nie dostrzegałem oprócz ciemności. Potem szybko ujrzałem serce i jakiś ruch w nim. Potem wraz z oddechem zacząłem wprowadzać do serca i wyprowadzać zeń Jezusową modlitwę. Według pouczenia świętego Grzegorza Synaity oraz Kaliksta i Ignacego czyniłem to tak: nabierałem powietrza i wpatrując się umysłem w serce wyobrażałem je sobie i mówiłem - Panie, Jezu Chryste - a wypuszczając powietrze - zmiłuj się nade mną! Najpierw zajmowałem się tym po godzinie, po dwie, im dalej, tym częściej tak się ćwiczyłem, by wreszcie prawie cały dzień spędzać na tej czynności. Kiedy przychodziła na mnie ociężałość, lenistwo czy wątpliwości zaraz zaczynałem czytać w Dobrotolubiju fragmenty, które pouczają o czynności serca, i znowu pojawiała się chęć i gorliwość do modlitwy.

Po jakichś trzech tygodniach zacząłem w sercu odczuwać ból potem jakieś bardzo przyjemne ciepło, radość i spokój. Pobudzało mnie to i zachęcało do tego, by z coraz większą pilnością ćwiczyć się w modlitwie. Wszystkie moje myśli były teraz tym zajęte i odczuwałem wielką radość. Zacząłem też odtąd miewać w sercu i w umyśle różne odczucia. Bywało, że coś rozkosznie wrzało w mym sercu, napełniając je taką lekkością, wolnością i pociechą, że cały czułem się odmieniony i
wpadałem w zachwycenie. Czasem znów czułem płomienną miłość do Jezusa Chrystusa i do całego Bożego stworzenia. Innym razem znów same płynęły z mych oczu słodkie łzy dziękczynienia Panu, który umiłował mnie, przeklętego grzesznika. Bywało, że moje poprzednie, ograniczone rozumienie tak się poprawiało, że z łatwością pojmowałem i rozważałem to, o czym wcześniej nawet nie mogłem pomyśleć. Czasami owo serdeczne rozkoszne ciepło rozlewało się po całym mym ciele i ze wzruszeniem odczuwałem, że Bóg jest wciąż przy mnie. Innym razem odczuwałem w mym wnętrzu wielką radość płynącą z wzywania imienia Jezusa Chrystusa i doświadczałem, co
znaczą Jego słowa: "królestwo Boże w was jest" (Łk 17,21).

Doznając takich i podobnych rozkosznych pociech zauważyłem, że trojakie są skutki modlitwy serca: w duchu, w zmysłach i w oświeceniach. Na przykład w duchu są to: słodycz Bożej miłości, wewnętrzny pokój, zachwycenie umysłu, czystość myśli, rozkoszne trwanie myślą przy Bogu; w zmysłach: przyjemne uczucie tajania w sercu, napełnienie słodyczą wszystkich członków, radosne wrzenie w sercu, lekkość i rześkość, radość. życia, niewrażliwość na choroby i smutki. Pośród
oświeceń wymienię: jasność umysłu, rozumienie Pisma Świętego, pojmowanie mowy stworzenia, zerwanie z próżnością, poznanie słodyczy życia wewnętrznego, przekonanie o bliskości Boga i Jego ku nam miłości.

Opowieści Pielgrzyma Część I

czwartek, 2 lutego 2012

"Lektura ta rozpaliła w mej duszy zapał i gorliwość" - "Opowieści pielgrzyma"(18)

I oto widzę we śnie, że jestem jakby w celi mojego zmarłego starca, a on
wyjaśnia mi Dobrotolubije i mówi:
- Ta święta księga pełna jest wszelkiej mądrości. To tajemnicza skarbnica rozumienia Bożych wyroków. Nie wszędzie i nie dla wszystkich jest ona dostępna, ale na miarę każdego, który pragnie zrozumieć, zawiera właściwe pouczenia: dla mądrych - mądre, dla prostych - proste. Dlatego wy - ludzie prości, winniście ją czytać w innej kolejności niż ta, w jakiej ułożone są księgi świętych ojców, bo jest to kolejność teologiczna.
Człowiek nieuczony, chcąc nauczyć się z Dobrotolubija modlitwy wewnętrznej, winien je czytać tak: najpierw księgę Nikifora mnicha (w części drugiej), następnie księgę Grzegorza Synaity (całą, bez rozdziałów krótkich), dalej Symeona Nowego Teologa o trzech rodzajach modlitwy i słowo o wierze, a potem księgę Kaliksta i Ignacego. U tych ojców zawarte są wszystkie wskazówki i cała nauka o wewnętrznej modlitwie serca, zrozumiałe dla każdego.

A jeśli szukałbyś pouczenia o modlitwie jeszcze bardziej zrozumiałego, to znajdź w części czwartej krótki opis sposobu modlitwy, dany przez przewielebnego patriarchę Kaliksta Konstantynopolskiego.

Zacząłem szukać wspomnianego pouczenia, jakby trzymając w rękach moje Dobrotolubije, ale nie mogłem odnaleźć.
Wtedy starzec sam przerzucił kilka kart i powiedział:
- Masz tutaj! Zaznaczę ci! - I podniósłszy z ziemi węgielek postawił znak na marginesie, przy odnalezionym rozdziale.

Uważnie słuchałem wszystkiego, co mówił starzec i starałem się to zapamiętać jak najmocniej, ze szczegółami. Zbudziłem się, a ponieważ jeszcze nie świtało, leżałem i powtarzałem w pamięci
wszystko to, co ujrzałem we śnie, i to, co mówił mi starzec. Na koniec pomyślałem sobie: tylko Bóg wie, czy widziałem duszę zmarłego starca, czy to moje myśli tak się ułożyły, bo przecież często i dużo rozmyślam i o Dobrotolubiju, i o starcu. Z takim niedowierzaniem wstałem, zaczynało już
świtać.
I cóż widzę? Na kamieniu, który służył mi za stół w mej ziemiance, Dobrotolubije otwarte w tym samym miejscu, które pokazał mi starzec, zaznaczone węgielkiem dokładnie tak samo, jak to widziałem we śnie. Ba, nawet sam węgielek leżał przy książce.
Zdumiało mnie to, bo pamiętam dobrze, że wieczorem książki tu nie było, leżała zamknięta przy mojej głowie. Wiem też dobrze, że przedtem nie było żadnego znaczka w miejscu, które mi wskazał starzec. Wszystko to utwierdziło mnie w przekonaniu o prawdziwości snu i o tym, że Bogu podobał się mój świętej pamięci starzec.

Wziąłem się więc za czytanie Dobrotolubija w kolejności wskazanej mi przez starca. Przeczytałem
raz, potem drugi i lektura ta rozpaliła w mej duszy zapał i gorliwość, by pełnić to, o czym przeczytałem. Stało się dla mnie jasne i zrozumiałe, co znaczy modlitwa wewnętrzna, jak się ją osiąga i jakie są jej skutki, jak napełnia ona błogością duszę i serce, jak tę słodycz rozpoznać - czy pochodzi ona od Boga, czy to coś naturalnego, czy może jakieś czary. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I

środa, 1 lutego 2012

"Bóg chce , byśmy szli ku Niemu drogą synostwa" - "Opowieści pielgrzyma"(17)

Żal mi go było, gdy tego słuchałem. Pomyślałem też sobie: Mówią, że to tylko uczeni i mądrzy bywają wolnomyślicielami i w nic nie wierzą, a oto i nasza brać, prości chłopi, jakie to bezbożne ma pomysły! Pewnie świat ciemności do każdego ma dozwolony dostęp, a na zwykłych ludzi jeszcze łatwiej mu napadać. Ze wszystkich sił trzeba nabierać mądrości i umacniać się Słowem Bożym przeciw wrogom duszy.
I żeby choć trochę pomóc i podtrzymać wiarę tego brata, wyjąłem z torby Dobrotolubije, odnalazłem sto dziewiąty rozdział wielebnego Hezychiasza[18], przeczytałem i zacząłem mu objaśniać, że powstrzymywanie się od grzechów ze strachu przed piekielnymi mękami jest daremne i bezowocne, dusza nie wyzwoli się od grzechów popełnianych w myślach inaczej niż chroniąc umysł i zachowując czystość serca. Wszystko to zaś można posiąść dzięki modlitwie
wewnętrznej.
I jest jeszcze coś, dodałem. Jeśli ktoś ze strachu przed piekielnymi mękami albo nawet z pragnienia królestwa niebieskiego zaczyna spełniać uczynki, które miałyby go zbawić, to święci ojcowie nazywają to dziełem najemnika. Mówią oni, że lęk przed męką jest drogą niewolnika, a pragnienie nagrody w Królestwie - drogą najemnika. A Bóg chce przecież, byśmy szli ku Niemu
drogą synostwa, to znaczy, byśmy z miłości i gorliwości ku Niemu żyli godnie i rozkoszowali się zbawczym z Mim zjednoczeniem w duszy i sercu.
Ile byś się nie namęczył, choćbyś nie wiem jak utrudził swe ciało i dokonał, jakich chcesz czynów, to jeśli nie będziesz wciąż miał Boga w myślach, a nieustannej Jezusowej modlitwy w sercu, nigdy nie uspokoisz twych myśli, a do grzechu będziesz skłonny zawsze, nawet przy najmniejszej okazji.

Bierz się, bracie, za nieustanną modlitwę Jezusową. Przecież na tym odludziu możesz się nią zająć bez przeszkód, na owoce długo nic będziesz czekał. Przestaną nachodzić cię bezbożne myśli. Przyjdzie wiara i miłość do Jezusa Chrystusa, dowiesz się, jak zmartwychwstaną umarli, a Sąd Ostateczny ukaże ci się takim, jakim będzie.
Dzięki modlitwie poczujesz się w twym sercu tak lekki i radosny, że zdziwisz się i nie będziesz już się nudzić i zadręczać tym twoim dotychczasowym, mającym ci przynieść zbawienie, sposobem życia.
Potem, jak tylko mogłem, wyjaśniłem mu, jak rozpocząć i prowadzić nieustanną modlitwę Jezusową, jak nakazuje ją Słowo Boże i pouczają święci ojcowie.

Wyglądało na to, że się godzi, trochę też się uspokoił. Po tym wszystkim rozstałem się z nim, zamykając się we wskazanej przezeń starej ziemiance.
Mój Boże, jakąż odczułem radość, spokój i zachwyt, przekraczając progi tej pieczary albo jeszcze lepiej - mogiły. Wydała mi się królewskim pałacem, pełnym wszelakich rozkoszy i radości. Ze łzami radości dziękowałem Bogu i myślałem: oto teraz, w takim spokoju i ciszy, trzeba pilnie zająć się swoimi sprawami i błagać Boga o dar rozumu. Tak to zacząłem najpierw czytać Dobrotolubije, po kolei, od początku do końca, z wielką uwagą.
W niedługim czasie przeczytałem wszystko i zobaczyłem, jak wielka jest w nim zawarta mądrość, świętość i głębia. Ale ponieważ pisano tam o tak licznych i różnych rzeczach, tak różnorodne były
pouczenia świętych ojców, to nie mogłem pojąć i streścić sobie tego wszystkiego, czego chciałbym się dowiedzieć zwłaszcza o modlitwie wewnętrznej, by znaleźć sposób nauczenia się nieustannej, samoczynnej modlitwy serca. A pragnąłem tego bardzo, stosownie do nakazu Bożego danego przez Apostoła: "Starajcie się o większe dary" (1 Kor 12,31), a także: "Ducha nie gaście" (1 Tes 5,19).
Wciąż zatem myślałem, co mam czynić. Rozumu mi nie starcza, zdolności też, wyjaśniać mi nie ma kto - zacznę naprzykrzać się Panu poprzez modlitwę, a nuż Pan jakoś pouczy. Po czym całą dobę nic nie robiłem, tylko oddawałem się nieustannej modlitwie, nie przerywając jej nawet na chwilę. Moje myśli wyciszyły się i zasnąłem. (cdn)

Opowieści Pielgrzyma Część I